Kinga Rusin i Tomasz Lis byli jednym z nielicznych małżeństw, które w trakcie rozwodu zachowało klasę. Obyło się bez skandali, pomówień i prania brudów na łamach prasy . Mieli u nas za to plus. Sielanka nie trwała jednak długo. Kinga nie potrafiła pogodzić się z tym, że jej ex układa sobie życie z inną kobietą, a ona wciąż jest sama i zaczęła obrażać Tomka . Jednemu z tygodników powiedziała, że Lis jest niedzielnym ojcem. Szybko okazało się, że to bzdura, bo fotoreporterzy codziennie robili Lisowi zdjęcia, gdy odwoził i odbierał córki ze szkoły. Tomek zwłaszcza po rozstaniu z Polsatem spędzał z córkami więcej czasu niż Kinga. Codziennie w prasie pojawiały się zdjęcia z ich wspólnych wypadów. Zdjęć Kingi z córkami na spacerze nie było nigdzie.
Lis odgryzł się Kindze i w wywiadzie dla "Vivy" powiedział, że przy Hani nie czuje się w końcu "ani portfelem, ani trampoliną, tylko mężczyzną, którego się kocha". Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy. Sytuacja przycichła i wydawało się, że para zakopała topór wojenny. Nic z tego. W ostatni weekend Kinga znów postanowiła dołożyć swojemu byłemu mężowi. Rusin w trakcie "Dzień dobry TVN" rozmawiała z Markiem Traczem, terapeutą na temat udanego seksu małżeńskiego. Kinga była wielce zdziwiona, gdy dowiedziała się, że coś takiego istnieje!
"SE" relacjonuje ich rozmowę:
Rusin: O, to kamień z serca mi spadł, bo ja nie mam doświadczenia Tracz: Nie ma pani doświadczenia z dobrym seksem małżeńskim? Rusin: Nie
Oj Rusin myśleliśmy, że zachowasz resztki klasy. Nic z tego, przeceniliśmy Cię...