Hanna Lis zaledwie trzy razy prowadziła główne wydanie "Wiadomości". W środę dziennikarka pokłóciła się z szefem redakcji Krzysztofem Rakiem, o materiał na temat reprywatyzacji.
Przygotowany przez jednego z reporterów materiał był według Hani i wydawcy "Wiadomości" Katarzyna Bajszczak zmanipulowany, dlatego obie panie nie zgodziły się na jego emisję.
Ten bunt rozwścieczył szefa redakcji, który zarzucił Hani , że nie można z nią normalnie pracować.
Rak poskarżył się prezesowi Urbańskiemu, który kazał zmienić nieco materiał. Lis jednak nie zgodziła się poprowadzić wczorajszego wydania serwisu.
Zespół stanął po stronie Hanki, mieliśmy poczucie, że Rak przesadził - mówi "Dziennikowi" reporter "Wiadomości".
Władze stacji wybaczyły Hani, że w poniedziałek pomyliła się przy zapowiedzi kolejnego programu, ale nie potrafiły zrozumieć, czemu Hania powiedziała w środę coś innego niż miała napisane w scenariuszu.
Zamiast powiedzieć, że "nowy dokument IPN rzuca światło na sprawę Lecha Wałęsy" stwierdziła, iż "nowy dokument IPN mówi o niewinności Lecha Wałęsy".
Widać, że Hania Lis ma nieco większe aspiracje niż inne prowadzące serwisów informacyjnych. Jak by nie patrzeć, od prezenterek wymaga się żeby czytały to, co mają napisane i ładnie się uśmiechały. Lis zachowuje się jak wysłannik rządu, który ma odpolitycznić TVP. Czy jej się to uda?