Waldemar Obłoza z pewnością doskonale znany jest polskim widzom dzięki popularnym serialom. Zasłynął dzięki roli Romana Kurskiego w sitcomie "Miodowe lata". Od lat wciela się też w Romana Hoffera w "Na Wspólnej". Nie jest aktorem, który ujawnia wszystkie fakty ze swojego życia w social mediach, ale za to czasem zdarzy mu się udzielić wywiadu na temat życia rodzinnego czy kariery. Jakiś czas temu zdradził szokujące informacje ze swojej przeszłości. Wtedy okazało się, że dzieciństwo i wczesną młodość spędził w domu dziecka.
Waldemar Obłoza urodził się 19 sierpnia 1959 roku i był najmłodszy z pięciorga rodzeństwa. Początkowo nic nie zapowiadało tragedii, której później doświadczył. Rodzina żyła skromnie, ale szczęśliwie do momentu, w którym matka przyszłego aktora zachorowała na nowotwór mózgu. Miał wtedy zaledwie sześć lat. Niestety, nie udało się jej wyleczyć.
Ojciec aktora został sam z dziećmi. Musiał nie tylko opiekować się nimi, ale i zajmować się gospodarstwem, pracować. Do tego sam zaczął chorować. Gdy Waldemar Obłoza miał 11 lat jego życie zmieniło się bezpowrotnie. - Tata tak cierpiał po śmierci mamy, że nie nadążał za wszystkimi sprawami. Szczególnie za dwoma małymi braćmi, urwisami. Wtedy starsza siostra i ciocia podjęły heroiczną decyzję, by ojcu ulżyć, a mnie i brata posłać do domu dziecka. Ale tylko na chwilę - mówił Obłoza w "Dzień Dobry TVN". Chwila zamieniła się w trzy lata. Mimo że od tego momentu minęło kilkadziesiąt lat, to aktor doskonale zapamiętał rozstanie z ojcem. - Kiedy nas odprowadził na przystanek, a autobus podjechał, ojciec nas ucałował i powiedział "No to z Bogiem". Łza popłynęła mu po policzku i ja w tym momencie przestałem mieć ochotę jechać, chciałem wrócić do domu. Ale to był proces nie do odwrócenia. Pamiętam, że ojciec nam nie machał, stał i długo za nami patrzył. Już zawsze go będę takiego pamiętał - dodał aktor. Zdjęcia znajdziecie w galerii na górze strony.
O trudnym dzieciństwie i dorastaniu w domu dziecka Waldemar Obłoza opowiedział też na łamach "Faktu". Aktor przyznał, że wychowawcy nie zdawali sobie sprawy, co działo się za zamkniętymi drzwiami pokojów dzieci. - Tam działała mentalność stada i trzeba było przebijać się jak w stadzie. Do dziś mam poobijane ręce, bo wszystko trzeba było sobie wywalczyć - powiedział, jednocześnie podkreślając, że nie wspomina źle pobytu w domu dziecka. - Dziś jestem wdzięczny mojej rodzinie, że wymyśliła ten dom. On dał mi niezwykłą lekcję zaradności, którą mam do dziś. Dom dziecka nie jest żadnym przekleństwem, to nie jest żadna choroba, a ja jestem tego żywym przykładem - mówił.
Po trzech latach pobytu w domu dziecka Waldemar Obłoza zamieszkał w internacie przy liceum. Wtedy też regularnie odwiedzał swojego tatę, który był coraz bardziej schorowany - cierpiał na nowotwór. Pomagał mu na gospodarstwie, miał okazję do prowadzenia rozmów i odbudowania relacji. Po latach podkreślał, że nie ma żalu do ojca. - Mogę powiedzieć, że to był heros. Pracował strasznie ciężko. Nie winię go za nic. Uważam, że zrobił wszystko, co mógł. To był niezwykle utalentowany i pracowity człowiek, ale los go przewrócił. Czasem tak się zdarza. Wierzę, że teraz patrzy na nas z dumą. Zmarł gdy miałem 15 lat, gdy mogłem się z nim zakumplować i stworzyć takie prawie dorosłe relacje. Niestety nie zdążyłem - powiedział w rozmowie z "Faktem".
Mimo trudnych przejść Waldemar Obłoza zdecydował się na założenie rodziny. Z pierwszego małżeństwa z Iloną Szoką ma dwoje dzieci, bliźniaki – Igora i Ingę. W 2010 roku ożenił się po raz drugi z Dorotą Zielińską.