To nic nowego, że media społecznościowe stały się przestrzenią, w której królują reklamy. Influencerzy nawiązują współpracę z licznymi firmami, a następnie publikują na Instagramie posty, w których zachwycają się użytecznością danych produktów. Julia Kuczyńska również praktykuje takie formy zarobku. Właśnie została ambasadorką kolejnej marki, a do reklamowej otchłani wciągnęła swojego synka Bastka. Otulony promowanym przez blogerkę kocykiem wdzięcznie zapozował do zdjęć na rękach mamy, a "zatroskani" internauci niepochlebnie skomentowali ten fakt i zarzucili jej, że zarabia na wizerunku dziecka. Maffashion dosadnie odniosła się do tych opinii.
Na Instagramie Julii ukazała się informacja o jej nowym zawodowym wyzwaniu.
To było oczywiste, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na reklamowanie produktów dla dzieci, będzie to coś wyjątkowego, pod czym podpisuję się w 100... 200 proc! Jestem niesamowicie dumna z rozpoczęcia tej współpracy i cieszę się, że to właśnie tę markę będę reklamować swoim nazwiskiem - czytamy we wpisie.
Niektórym fanom nie spodobało się to, że na promocyjnych zdjęciach pojawił się kilkumiesięczny syn Maffashion i Sebastiana Fabijańskiego.
Jakie to jest słabe i smutne. Dziecko nie ma roku, a już jest maszynką do zarabiania hajsu.
Julia szybko zareagowała na krytykę ze strony internauty.
Nie jest. A mógłby być. Owszem jest tu na zdjęciach, ale reklamuję produkty jako mama. I będę je reklamowała już niekoniecznie z Bastkiem na rękach.
Gwiazda wspomniała o innych matkach-celebrytkach, które prowadzą mocno rozbudowaną działalność reklamową.
Szczerze? Od momentu poinformowania o ciąży dziennie przychodziło do mnie nawet i kilkanaście ofert współpracy związanej z dzieckiem. Jak widzisz, od momentu urodzenia syna to jest jedyna reklama i współpraca. Wydaje mi się, że w tym temacie nie mogę konkurować z niektórymi mamami prowadzącymi Instagram - skwitowała.
Zgadniecie, kogo Maff miała na myśli?