Roman Polański to wybitny reżyser, na którego karierze i osiągnięciach cieniem położyły się skandale z jego udziałem. Już w 1977 roku twórca stanął przed sądem z powodu gwałtu, jakiego dopuścił się na 13-letniej wówczas Samancie Geimer. Ofiara wybaczyła sprawcy i udzieliła nawet wywiadu jego obecnej żonie, w którym tłumaczy, że napaść seksualna, której doświadczyła, nigdy nie była dla niej problemem. Ale echa tamtej sprawy wciąż powracają. W maju 2023 roku inna młoda kobieta oskarżyła reżysera o gwałt. W chwili, kiedy miało do niego dojść, dziewczyna była zaledwie 15-latką. Termin rozprawy wyznaczono na marzec przyszłego roku, jednak wszystko wskazuje na to, że reżyser jednak nie stanie przed sądem. Dlaczego? Niedawno adwokat Romana Polańskiego poinformował media o tym, że obie strony sprawy zawarły ugodę, z której są zadowolone. Brzmi znajomo, bo ugodę reżyser zawarł też lata temu z Samanthą Geimer. Ale to, co wydarzyło się później, nazywa się dziś jedną z najdłuższych spraw w Kalifornii. Jak również jedyną w historii, w której zarówno obrona, jak i ofiara są po tej samej stronie - przeciw sędziemu.
Roman Polański może się poszczycić wieloma osiągnięciami. Ale częściej niż w kontekście dorobku i sukcesów, wśród których znajduje się m.in. Oscar za reżyserię "Pianisty", słyszy się o nim za sprawą skandali, których stał się bohaterem. Obok tragicznej śmierci Sharon Tate, pierwszej żony Romana Polańskiego, zamordowanej przez członków sekty Charlesa Mansona, na pierwszy plan wychodzi napaść na tle seksualnym, jakiej reżyser dopuścił się wobec 13-letniej wówczas zaledwie Samanthy Geimer. Wszystko wydarzyło się na wzgórzach Hollywood w 1977 roku, ale choć wkrótce potem Polański usłyszał skazujący go wyrok, echa sprawy nie milkną do dziś.
Był luty 1977 roku, kiedy Roman Polański - wówczas już uznany twórca, z osiągnięciami, takimi jak reżyseria świetnie przyjętego filmu "Chinatown" na koncie - poszukiwał modelek do sesji zdjęciowej. Jej efekty miały się ukazać we francuskim magazynie "Vogue Hommes", co czyniło udział w niej bardzo prestiżowym. Jako trampolinę do kariery sesję widziała matka 13-letniej wówczas Samanthy Geimer. Susan sama marzyła niegdyś o karierze w Hollywood, a swoje niespełnione ambicje przelała na córkę. Dlatego zachęciła ją do udziału w sesji z Polańskim. Jednak przebieg zdjęć nie przypadł nastolatce do gustu - reżyser kazał jej pozować topless, do czego nie przyznała się później matce. Kobieta nie protestowała więc, kiedy córka znów wyjechała z Polańskim. Tym razem jednak nie było sesji, a impreza w domu Jacka Nicholsona na Mullholland Drive. To, co się tam wydarzyło, miało naznaczyć przyszłość Samanthy na zawsze.
Kilka dni po imprezie Roman Polański zastał aresztowany pod zarzutem gwałtu. Podczas rozprawy wyszło na jaw, co wydarzyło się na imprezie u Nicholsona. Samantha została wówczas poczęstowana szampanem, a dodatkowo dostała popularny wówczas narkotyk o działaniu rozluźniającym. Na drobną dziewczynę, w połączeniu z alkoholem, zadziałał on tak mocno, że praktycznie nie mogła się poruszać. Przestraszona Samantha chciała jechać do domu, ale zamiast ją tam odwieźć, Polański odbył z nią stosunek. Z zeznań dziewczyny wynikało jasno, że kilkukrotnie prosiła reżysera, aby przestał.
"Wsadził penisa do mojej waginy (...) - Co mówiłaś podczas stosunku? - Cały czas mówiłam: "Nie, przestań!", ale nie broniłam się, bo nikogo innego tam nie było i nie miałam dokąd iść. (...) Potem pytał: "Kiedy miałaś ostatni okres?". Powiedziałam, że nie pamiętam. - Co potem? - Powiedział: "W takim razie nie będę w ciebie wchodził". Podniósł moje nogi i wszedł do mojego odbytu. Czy opierałaś się? - Troszkę, ale nie za bardzo, bo się go bałam" - tak brzmiał fragment zeznań Geimer, który został ujawniony.
Wydawać by się mogło, że w obliczu tak obciążających zeznań Roman Polański usłyszy surowy wyrok. Stało się jednak inaczej - skazano go na 90-dniową obserwację w stanowym więzieniu w Chino, a wyszedł po zaledwie 42 dniach. Dlaczego zapadł taki wyrok? Rodzina Samanthy zgodziła się podpisać z reżyserem ugodę - jak tłumaczono, miało to oszczędzić nastolatce dalszych, ciężkich psychicznie zeznań. Znalazł się jednak ktoś, kto uznał tak łagodny wyrok za wręcz śmieszny. Prokurator Laurence Ritterband za punkt honoru wziął sobie wymierzenie sprawiedliwości. Za nic miał sławę Romana Polańskiego i jego osiągnięcia. Poczytywał jako antybohatera, który pomimo swojej sławy i układów musi ponieść zasłużoną karę. Wielu odbierało jednak ambicję Ritterbanda jako chęć zapewnienia rozgłosu samemu sobie - sprawa Polańskiego była bowiem niezwykle medialna.
Ostatecznie wysiłki Ritterbanda spełzły na niczym - Roman Polański wyjechał z USA, uciekając tym samym przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Pomógł mu fakt, że posiadał francuskie obywatelstwo. Z czasem sprawa ucichła - Polański ożenił się z aktorką Emmanuelle Seigner, para ma dwójkę dzieci. Czyny, których się dopuścił, nie przeszkodziły mu zbytnio w rozwijaniu kariery reżysera. Tymczasem Samantha przez lata walczyła z nałogami. Względny spokój znalazła dopiero po przeprowadzce na Hawaje. Ale w 1988 roku złożyła cywilny pozew przeciwko Polańskiemu. Pięć lat później zdecydowała się na ugodę - reżyser miał wypłacić jej 500 tysięcy dolarów.
Samantha Geimer nieraz twierdziła publicznie, że wybaczyła Romanowi Polańskiemu. Oficjalnie powiedziała to w 1997 roku podkreślając, że jej zdaniem czas, który reżyser spędził w więzieniu, wystarczy za karę. Ale amerykański wymiar sprawiedliwości był innego zdania. W 2005 roku do Interpolu wpłynął list gończy za Polańskim. Sprawa znów nabrała tempa, a w jej wyniku Roman Polański został aresztowany w miejscowości Gstaad. Spędził trzy miesiące w szwajcarskim więzieniu, a następne siedem w areszcie domowym. Groziła mu ekstradycja do USA, ostatecznie jednak do niej nie doszło. To nie był jednak koniec - kolejny wniosek o ekstradycję trafił do polskich władz. Wszystko działo się w 2015 roku. Jednak i tym razem Roman Polański usłyszał korzystny dla siebie wyrok. Prowadzący sprawę sędzia Dariusz Mazur uznał, że w wielu jej aspektach doszło do rażącego naruszenia procedur i złamania zasady obiektywizmu i niezawisłości.
Wielu zastanawia się dziś, czy odgrzebywanie sprawy sprzed niemal pół wieku lat ma sens. Szczególnie, że sama Samantha Geimer wielokrotnie podkreślała, że odbiera jej to spokój. Kilka lat temu Geimer apelowała nawet o oddalenie sprawy lub skazanie Polańskiego. Swoją postawę argumentowała jako "akt miłosierdzia wobec siebie i swojej rodziny". Tymczasem w maju zeszłego roku do sądu w Los Angeles trafił kolejny pozew przeciw reżyserowi. Złożyła go kobieta, która utrzymuje, że jako 15-latka została zgwałcona przez Romana Polańskiego. Wszystko miało się wydarzyć w 1973 roku, a więc cztery lata przed wydarzeniami w domu Jacka Nicholsona. Scenariusz miał być jednak podobny - najpierw alkohol i narkotyki, a następnie stosunek płciowy pomimo wyraźnego sprzeciwu ofiary.
Sąd w Los Angeles bardzo poważnie potraktował zeznania kobiety - wyznaczył nawet termin rozprawy. Miała się ona odbyć w maju 2025 roku. Wszystko wskazuje jednak na to, że do niej nie dojdzie. Alexander Rufus-Isaacs, prawnik Romana Polańskiego poinformował niedawno, iż obie strony sprawy zawarły ugodę, z której są zadowolone. Historia znów więc się powtarza - pomimo, że przez tyle lat zmieniło się zarówno pojęcie gwałtu, jak i stosunek do jego ofiar. Czy więc w przypadku P. Diddy’ego zapadnie wyrok bardziej adekwatny do ogromu wyrządzonych przez producenta krzywd? Czas pokaże.
Przemoc seksualna to każdy niechciany kontakt seksualny. Z danych UNICEF wynika, że na całym świecie tego rodzaju przemocy doświadczyło około 15 milionów nastolatek między 15. a 19. rokiem życia, ale tylko 1 procent nastolatek zwraca się z prośbą o pomoc do profesjonalisty. Badania wskazują, że u 80 proc. ofiar gwałtu rozwija się zespół stresu pourazowego (PTSD).
Jeżeli jesteś ofiarą przemocy seksualnej, pomoc możesz uzyskać, dzwoniąc np. do Poradni Telefonicznej "Niebieska Linia" - 22 668 70 00 (7 dni w tygodniu, w godzinach 8-20) lub na całodobowy telefon interwencyjny Centrum Praw Kobiet - 600 070 717.