"Kolorowe sny, kiedy ja..." - śpiewali wszyscy w latach 90. Co słychać u Bartka Wrony, De Su i innych?

Wylansowali hity, które okupowały czołówki list przebojów. Wielu z nich wróżono błyskotliwą karierę. Coś jednak poszło nie tak i dziś mało kto w ogóle o nich pamięta. Co stało się z "gwiazdami jednego przeboju" lat 90.?

W latach 90. teksty ich piosenek znał niemal każdy. Wylansowane przez nich hity grały wszystkie rozgłośnie radiowe, królowały na szkolnych dyskotekach i w plażowych barach. To do nich tańczyliśmy do białego rana, przeżywaliśmy miłosne uniesienia i porażki. Ale choć wiąże się z nimi wiele pięknych wspomnień, twórcom słynnych hitów lat 90. często nie udało się powtórzyć jednorazowego sukcesu. Ich sława pryskała niczym bańka mydlana i często kończyła się tak szybko, jak popularność wielkiego przeboju. I choć niektórzy wydali kilka płyt, wszystkie przechodziły bez większego echa. Co poszło nie tak? Zabrakło talentu, weny twórczej, a może po prostu kogoś, kto odpowiednio pokierowałby karierami gwiazd jednego hitu? A może przyczyna leżała w czymś zupełnie innym? Przypominamy największe "one hit wonders" lat 90.

Melodie miłości

Jednym z największych hitów lata 1996 była piosenka "Na jednej z dzikich plaż". Utwór o dziewczynie, która "lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr" śpiewało czterech muzyków z Wrocławia. Przy romantycznym tekście niejeden tańczył z wakacyjną miłością. Ale podobnie jak letnie miłostki, tak i wakacyjne hity często znikają tak samo szybko, jak się pojawiły. Zespół Rotary próbował co prawda iść za ciosem i wylansować kolejny hit, niestety bezskutecznie. W efekcie formacja się rozpadła, a próba reaktywacji spełzła na niczym. Ale wokalista - Grzegorz Porowski nie dał za wygraną. Wraz z klawiszowcem, Kamilem Mikułą powrócił w zespole Loka, śpiewając piosenkę "Prawdziwe powietrze". Nagranie uplasowało się na 1. pozycji na liście najczęściej odtwarzanych piosenek w polskich radiostacjach i wzięło udział w festiwalu Sopot Top Trendy. Ale znów powtórzyła się stara historia - takiego sukcesu nie powtórzył już żaden kolejny utwór zespołu. Za to piosenkę "Na jednej z dzikich plaż" do dziś zdarza się usłyszeć w radiu.

Romantyczny potencjał miał też inny przebój lat 90. Piosenka "Kroplą deszczu" stała się hitem niejednej szkolnej dyskoteki, przy której młodzi zakochani tańczyli "wolne". A nastoletnie fanki wzdychały do niebieskookiego wykonawcy, którego wizerunek spoglądał na nie z powieszonych nad łóżkami plakatów z "Bravo Girl". Gabriel Fleszar, bo o nim mowa, na fali sławy wystąpił nawet w filmie "Sezon na leszcza" w reżyserii samego Bogusława Lindy. Wkrótce potem jednak zniknął, a po latach, kiedy w 2011 roku wziął udział w eliminacjach do "The Voice of Poland", nawet jury nie wiedziało, że ma przed sobą byłe bożyszcze polskich nastolatek. Fleszar powrócił znów w 2018 roku, kiedy pojawił się podczas jubileuszu zespołu Ich Troje. A rok później sam wystąpił w roli jurora II edycji polsatowskiego talent show "Śpiewajmy razem. All Together now".

 

Chłopcy przebojowcy

Kariera w telewizji bywa miękką poduszką, na którą na cztery łapy spadają niegdysiejsze gwiazdy - również te, którym udało się wylansować tylko jeden wielki przebój. Najbardziej jaskrawym przykładem wykonawcy, który dzięki jednemu hitowi zbudował karierę jest Norbert Dudziuk, znany jako Norbi. Choć muzyk na swoim koncie łącznie pięć albumów i piosenki nagrane z takimi artystami jak Natalia Kukulska czy Krzysztof Krawczyk, żadnemu z utworów nie udało się choćby zbliżyć do spektakularnego sukcesu wydanego w 1997 roku hitu "Kobiety są gorące".

Ale chociaż Norbi nagrał jeden hit, to, jak długo udało mu się od niego odcinać kupony jest naprawdę imponujące. Do 2019 roku prowadził program "Jaka to melodia" w TVP, na stanowisku zastąpił Roberta Janowskiego. Podczas debiutu Norbi zaczął od zaśpiewania - a jakżeby inaczej - swojego największego hitu "Kobiety są gorące". Muzyk wprowadził do teleturnieju swój własny styl, dużo żartował. Widzów nie udało mu się do siebie jednak przekonać. Ale choć TVP podziękowało mu za współpracę przy "Jaka to melodia", znalazło do niego miejsce gdzie indziej. Dziś Norbi prowadzi "Koło fortuny", a zarobki celebryty są ponoć tak imponujące, że został już milionerem. Jest też jedną z największych gwiazd TVP, prowadził też "Sylwestra marzeń z Dwójką". A wszystko to dzięki jednemu hitowi!

 

Jarosław Płocica, polski raper i producent muzyczny znany jako Yaro, swoją karierę zaczynał pod okiem Michała Urbaniaka. Następnie trafił do zespołu The Pillows. Popularność przyniosła mu jednak dopiero działalność solowa, a konkretnie jeden przebój. Mowa o hicie "Rowery dwa", w którym gościnnie wystąpiła Reni Jusis. Utwór znalazł się na krążku "Jazzda" z 1997 roku. Trzy lata później ukazał się drugi i póki co ostatni solowy album Yara, zatytułowany „Olewka". Żadnemu z utworów nie udało się jednak powtórzyć sukcesu "Rowerów".

Szkoda, że pierwszy utwór, z którym wychodzi się do świata, jest taką łatką, którą się do niego przypina - skomentował ten fakt po latach Yaro, który, zniechęcony do solowej kariery, zajął się produkcją muzyczną. Na koncie ma min. Album Liroya "Dzień Szaka-La" i krążek swojej późniejszej żony, Kasi Klich.

Razem i osobno

W latach 90., wzorem amerykańskich boys i girlsbandów próbowano tworzyć podobne formacje w Polsce. Z większym lub - znacznie częściej - mniejszym sukcesem. Odpowiedzią na bijące rekordy popularności w latach 90. Spice Girls miały być girlsbandy Take 4 i Taboo. W pierwszym z nich pokładano tak wielkie nadzieje, że wytwórnia muzyczna zainwestowała w karierę dziewczyn ogromne jak na ówczesne czasy pieniądze. Teledysk do pierwszego i zarazem jedynego hitu dziewczyn - "Taki sexy chłopak" - nakręcono w Tajlandii. Na nic się to jednak nie zdało, bo zespół zniknął szybciej niż się pojawił. Podobny los spotkał formację Taboo. Debiutancki występ pięciu wyłonionych w wyniku castingu dziewczyn odbył się 12 lutego 1998 roku podczas koncertu Bravo Party. Dziewczyny wykonały wówczas piosenkę "Nie musisz". Następnie nagrały utwór pt. "Zwariowana forsa", który był wykorzystany w programie o takiej samej nazwie nadawanym w stacji TVN. Wkrótce potem zespół się rozpadł, a drogi dziewczyn się rozeszły. Muzyką nadal zajmuje się tylko Sylwia Wiśniewska, która wydała dwie solowe płyty: "Cała Ty" w 2000 roku oraz "Dedykacja" w roku 2004.

Na fali sukcesów żeńskich grup, w 1993 roku w Polsce powstała też formacja De Su. Trzy lata później zespół wydał swój debiutancki album, który cieszył się sporym zainteresowaniem - zdobył nawet status złotej płyty za sprzedaż 100 tysięcy egzemplarzy. Ale sukces odniósł tylko jeden utwór z krążka - "Życie cudem jest", które do dziś jest nawet grane przez niektóre stacje radiowe.

Polska w latach 90. miała też swoje boysbandy. Odpowiedzią na Backstreet Boys miała być formacja Just 5. Do lidera, Bartka Wrony wzdychała wówczas niejedna nastolatka, a utwór "Kolorowe sny" był prawdziwym hitem. Bartek Wrona i jego koledzy byli w pewnym momencie tak sławni, że support przed nimi, jako członek zespołu N’Sync grał sam Justin Timberlake! Sukces chłopaków z Just 5 próbował powtórzyć inny boysband. Piosenka zespołu LO27 "Mogę wszystko" swojego czasu była hitem, a wydany w 1997 roku debiutancki krążek sprzedał się w imponującej liczbie 70 000 sztuk.

Pomysł na zespół narodził się w wytwórni ARA, w której śpiewał mój brat, a konkretnie w głowach producenta Ryszarda Domusa i mojego brata. Oni wspólnie wymyślili, że można stworzyć zespół złożony z dzieci, który zawodowo gra na żywo i jest w stanie podołać dojrzałemu materiałowi muzycznemu. To było niezwykle trudne zadanie, bo niewiele jest dzieciaków, które w tak młodym wieku mogą zagrać koncerty na żywo - opowiadał Kuba Molęda w wywiadzie dla TVP Info.
 

Ale choć debiutancki album pokrył się złotem, kolejnemu krążkowi nie udało się powtórzyć jego sukcesu. Wkrótce potem zespół LO27 się rozpadł, a słowa "Mogę wszystko" dla muzyków pozostały jedynie tytułem piosenki.

Fenomen tak zwanych "One hit wonders" - muzyków oraz zespołów znanych z jednego przeboju - jest znany w branży muzycznej od lat. Były, są i będą. I najpewniej również o wielu wykonujących tegoroczne hity wykonawcach wkrótce wszyscy zapomnimy. Cóż, prawa rządzące show-biznesem są nieubłagane.

Więcej o: