Więcej o gwiazdach lat 90. i PRL-u przeczytasz na Gazeta.pl
Dla pokolenia jemu współczesnego na zawsze pozostał Janosikiem. Dla młodszego był komendantem Władysławem Słoikiem z sitcomu Macieja Ślesickiego "13 Posterunek". Dla innych fanów był polskim Marlonem Brando, aktorem obsadzanym po warunkach w rolach mafiozów. Ale za silną posturą Marka Perepeczki kryły się wielka wrażliwość i gołębie serce. To one w pewnym sensie stanęły na drodze jego kariery. Bo pomimo wielkiego talentu, aktor nigdy nie rozpychał się w filmowym światku łokciami, nie prosił o role, nie umiał walczyć o swoje. Wrażliwość sprawiła też, że za Markiem Perepeczką szalały kobiety. Ale on przez całe życie pozostał wierny jednej - ukochanej żonie Agnieszce Fitkau-Perepeczko. Swoje odejście w proroczych słowach przewidział w ostatnim wywiadzie.
Marek Perepeczko przyszedł na świat 3 kwietnia 1942 roku w Warszawie. Patrząc na zdjęcia dorosłego aktora trudno uwierzyć, że jako chłopiec był cherlawy i chorowity - jak wiele dzieci, urodzonych w czasie wojny. Marek nieustannie zbierał baty od silniejszych, mocniej zbudowanych kolegów, drwiących z jego wrodzonej nieśmiałości. Na szczęście do akcji wkroczył ojciec chłopca, który zachęcił go, aby budował krzepę dzięki aktywności fizycznej. Marek zaczął więc uczęszczać na zajęcia w klubie wioślarskim. Dzięki nim nie tylko zmężniał, ale też odkrył, że sport sprawia mu ogromną przyjemność. Złapał bakcyla i zaczął próbować niemal wszystkiego - od judo po kulturystykę i koszykówkę. Ale w nowym, umięśnionym ciele wciąż pozostał wrażliwy młody człowiek. Planował studia na wydziale architektury. Polonistka poznała się jednak na talencie Marka. Zachęciła go, by spróbował swoich sił na wydziale aktorskim. Za namową nauczycielki, młody Perepeczko poszedł na egzamin do warszawskiej PWST i został przyjęty.
Marek Perepeczko ukończył studia w 1965 roku. Rok wcześniej wystąpił w krótkometrażowym filmie "Ciemnogród". Rola była jednak tak mała, że początkującego aktora nie uwzględniono nawet w napisach końcowych. Już po ukończeniu studiów Perepeczko dostał rolę w serialu "Stawka większa niż życie". Znów niewielką. Ale już występ w filmie "Potem nastąpi cisza", gdzie Perepeczko świetnie wypadł u boku Daniela Olbrychskiego i Andrzeja Łapickiego, został dostrzeżony. Rola w "Wilczych echach" przyniosła aktorowi popularność, ale najważniejszym występem w początkach kariery był udział w "Panu Wołodyjowskim", gdzie Marek Perepeczko zagrał Adama Nowowiejskiego.
W pierwszych latach kariery Marka Perepeczkę wspierała żona. Agnieszkę Fitkau aktor poznał jeszcze na studiach. Wpadli na siebie przypadkiem, w kolejce do dziekanatu. I zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wkrótce się pobrali, a nikt ze znajomych nie miał wątpliwości co do tego, że parę łączy wielkie uczucie.
Gdy szli Nowym Światem, nie było człowieka, który by się za nimi nie obejrzał. Tak byli piękni - wspominała jedna z przyjaciółek pary.
Widownia szybko obdarzyła Marka Perepeczkę sympatią. Ale choć widzowie chętnie częściej widzieliby aktora na ekranach telewizorów czy kin, propozycji ciekawych ról brakowało. Zdaniem niektórych problem tkwił w słusznej posturze umięśnionego aktora, która nie wpisywała się nijak w ówczesny kanon chuderlawych, tyczkowatych bohaterów filmów. A Marek Perepeczko nie był nigdy typem człowieka, który komuś by się narzucał. Przyjmował więc to, co mu proponowano - udział w serialu "Kolumbowie" czy filmach "Góry o zmierzchu" i "Brzezina". Niezależnie od tego, czy rola była zaledwie epizodem, czy miała większe znaczenie dla fabuły, Marek Perepeczko zawsze dawał z siebie wszystko. Wreszcie dostrzeżono jego talent. W 1972 roku reżyser Jerzy Passendorfer zaangażował 30-letniego wówczas Marka Perepeczkę do tytułowej roli w serialu "Janosik". Aktor w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał wówczas, że udział w produkcji zapewni mu tak oszałamiającą popularność. I jednocześnie, stanie się jego przekleństwem.
Janosik to dla mnie głęboka młodość. To przecież nie było nic wielkiego. Ot, taka bajka - mówił Marek Perepeczko w wywiadach.
"Bajka", której emisja rozpoczęła się w 1973 roku, podbiła jednak serca Polaków jak kraj długi i szeroki. Kobiety kochały się w przystojnym herszcie rozbójników, mężczyźni skrycie marzyli o tym, by być takimi jak on. W godzinach emisji kolejnych odcinków całe rodziny gromadziły się przed telewizorami. Ale kiedy wyemitowano ostatni, trzynasty odcinek serialu, Marek Perepeczko zrozumiał, że rola, dzięki której znała go cała Polska, zaszufladkowała go i stała się przeszkodą w dalszej karierze. Po "Janosiku" reżyserzy widzieli w Perepeczce wyłącznie postawnego mięśniaka, nie mieli pomysłu na to, jak aktora o takiej aparycji wykorzystać w filmach. Teatr był łaskawszy. Marek Perepeczko pełnił nawet w latach 1970-1977 funkcję dyrektora warszawskiego Teatru Komedia. Ale w latach 80. aktor postanowił odwiedzić przebywającą wówczas w Australii żonę. To, co miało być krótką, kilkumiesięczną wizytą, przerodziło się w długie lata emigracji.
Zostałem cztery lata, o cztery za dużo - wyznał w jednym z wywiadów.
Pobyt w Australii nie okazał się szczytem marzeń. Bez perfekcyjnej znajomości języka Marek Perepeczko nie mógł liczyć na karierę aktorską na Antypodach. Poświęcił się więc prowadzeniu teatru dla australijskiej Polonii, ale, jak przyznał aktor w jednym z wywiadów, zajęcie nie było szczytem jego marzeń. "Czułem się tam obco i nieswojo. Stawałem się artystycznym oldbojem" - skwitował smutno Marek Perepeczko.
Rozczarowany Australią, Marek Perepeczko wrócił do ojczyzny. Tęsknotę za pozostawioną daleko ukochaną żoną zajadał, wkrótce więc bardzo przytył. Telefony z propozycjami ról milczały, ale pojawiła się inna możliwość, którą aktor powitał z entuzjazmem - stanowisko dyrektora teatru w Częstochowie. Niemal jednocześnie Maciej Ślesicki zaproponował Perepeczce rolę szefa gangu w filmie "Sara" z Bogusławem Lindą i Agnieszką Włodarczyk w głównych rolach. Następnie obsadził go w tworzonym przez siebie serialu. Reżyser widział postawnego aktora w roli zakochanego w swoim buldogu Pershingu, wyzutego z poczucia humoru komendanta posterunku pełnego niewydarzonych funkcjonariuszy. Sitcom, oparty na amerykańskich produkcjach tego typu, był skierowany głownie do młodej publiczności, ale nie zabrakło puszczenia oka do starszych widzów. W gabinecie komendanta Władysława wisi bowiem plakat z serialu "Janosik".
"13 Posterunek" doczekał się dwóch sezonów. Spodobał się publiczności, ale krytyka nie pozostawiła na nim suchej nitki. Być może nie do końca zrozumiano prześmiewczą formułę. Mimo to Marek Perepeczko znalazł powód do radości - wreszcie udało mu się zerwać z łatką Janosika. Dla młodego pokolenia był przede wszystkim komendantem Władysławem Słoikiem z "13. Posterunku". Marek Perepeczko w późniejszych latach był też nazywany "polskim Marlonem Brando". Oczywiście ze względu na warunki fizyczne, ale też na role szefów mafii, w które wcielił się w filmach "Sara" i "Dublerzy". Nie były to jednak role i produkcje docenione przez krytykę filmową.
Udział Marka Perepeczki w produkcjach niskich lotów nie spodobał się zarządowi częstochowskiego teatru. W konsekwencji w 2003 roku aktora odwołano z pełnionego stanowiska. Bardzo to przeżył, szczególnie, że propozycji ról znów było jak na lekarstwo. Lekiem na smutki i troski po raz kolejny okazało się jedzenie. Kiedy Agnieszka Fitkau wróciła do Polski, zastała męża z 40-kilogramową nadwagą. Tusza wywarła destrukcyjny wpływ na zdrowie aktora. Ale zamiast szukać porady u lekarza, on coraz bardziej uciekał w samotność. Oprócz żony, na stałe mieszkającej w Warszawie, w ostatnich latach życia Marek Perepeczko utrzymywał kontakt jedynie z wąską grupą znajomych.
Kiedy opadała kurtyna i wybrzmiewały brawa, wsiadał do swojego małego samochodu i wracał do pustego mieszkania w Częstochowie, gdzie był skazany wyłącznie na siebie. Ta samotność była jego wyborem - wspominał przyjaciela w "Kurierze Lubelskim" Marek Rębacz.
W listopadzie 2005 roku Marek Perepeczko odwiózł żonę na zlot fanów serialu "M jak miłość" do Łodzi. Przed snem zamienili ze sobą jeszcze kilka słów podczas rozmowy telefonicznej.
Powiedział, że jest śpiący i jutro do mnie zadzwoni. Nie wiem dlaczego, ale rano obudziłam się o czwartej i nie mogłam dalej spać. Przeczekałam do siódmej i zadzwoniłam do Marka. Telefon nie odpowiadał - wspominała smutny dzień Agnieszka Fitkau-Perepeczko.
W nocy z 16 na 17 listopada 2005 roku Marek Perepeczko zmarł na zawał serca. Swoją śmierć niejako przewidział w ostatnim wywiadzie, udzielonym magazynowi "Gala" tydzień wcześniej. Powiedział wówczas:
Ta nadwaga mnie kiedyś zabije. To wielkie szczęście, że nikt nie będzie po mnie płakał.
Pomylił się - płakało wielu.