Utracjusz, kobieciarz i wielki talent. "Czterej pancerni" stali się jego przekleństwem. Nikodema Dyzmę zagrał, by roli nie dostał Stuhr

Był jednym z najbardziej znanych aktorów czasów PRL-u. Widzowie pokochali go za role w produkcjach takich jak "Czterej pancerni i pies", "Zaklęte rewiry", "Alternatywy 4" czy "Kariera Nikodema Dyzmy". Ale prywatnie Roman Wilhelmi był dość kontrowersyjną postacią. Znany z awanturniczego charakteru, nie wylewał za kołnierz i miał wielką słabość do kobiet. Jego zbyt krótkie życie mogłoby posłużyć za historię na film.

Aktorstwo niemal od zawsze było jego największą miłością. I choć nie zawsze była to miłość odwzajemniona, bo droga Romana Wilhelmiego na szczyt była dość wyboista, aktor dla pracy poświęcił rodzinne szczęście. Nie przetrwało żadne z jego dwóch małżeństw. Koledzy z branży twierdzili jednak, że zawirowania w życiu prywatnym Romana Wilhelmiego były skutkiem jego niezwykle trudnego, awanturniczego charakteru. Aktor miał być osobą wyjątkowo konfliktową, nadużywającą alkoholu i notorycznie ulegającą wdziękom płci przeciwnej. Kiedy rozwiódł się z drugą żoną, unikał płacenia alimentów na syna. Pełne zwrotów akcji życie aktora zakończyło się przedwcześnie. Kiedy zmarł, miał zaledwie 55 lat. Ponoć do ostatniej chwili nie wierzył w to, że przegra z chorobą.

Zobacz wideo Śladami serialu "Alternatywy 4". Jak teraz wyglądają lokacje z serialu?

Uroczy szelma

Urodzony 6 kwietnia 1936 roku w Poznaniu Roman Zdzisław Wilhelmi był najstarszym z trójki rodzeństwa, miał dwóch młodszych braci. Od najmłodszych lat był największym rozrabiaką w okolicy.

Nie było dnia, aby jakaś dziewczyna nie przychodziła do nas do rodziców i uskarżała się, że Roman ją ciągnął za włosy. Obok naszego domu był sklep delikatesowy z ogromnymi szybami. Któregoś dnia Roman wdał się w bijatykę i wpadł w szybę i do środka sklepu - opowiadał brat Wilhelmiego w "Głosie Wielkopolskim".

Jednocześnie mały Romek miał urok osobisty, który sprawiał, że nawet największe przewinienia często uchodziły mu na sucho. Prawdopodobnie już wówczas ujawnił się jego talent aktorski, dzięki któremu chłopiec po mistrzowsku potrafił przed matką grać skruszonego, co pozwalało mu uniknąć kary. Z czasem jednak rodzice chłopca doszli do wniosku, że jeśli nie chcą, by ich pierworodny wrósł na kryminalistę, muszą jego wychowanie powierzyć komuś bardziej stanowczemu. Romana wysłano więc do prowadzonej przez księży Salezjanów szkoły z internatem. Im także nie udało się jednak utemperować charakteru młodego Wilhelmiego. Ale to właśnie tam przyszły aktor odkrył swoje powołanie.

Roman Wilhelmi, 'Mniejsze niebo'
Roman Wilhelmi, 'Mniejsze niebo' East News
W jednej z kapliczek w kościele zrobiono scenę. Ksiądz Siuda, który wspaniale śpiewał, a za palenie papierosów golił nam głowy na glanc, potrzebował małego, lekkiego, łysego Chrystusika. Wsadzili mnie do kosza, nic nie kłamię, i przenieśli mnie z jednej kulisy w drugą. Ja pamiętam do tej pory szmer tamtej publiczności, a minęło prawie 50 lat. Mogę więc śmiało powiedzieć, że na teatralną scenę wniesiono mnie. Wcześniej chciałem zostać marynarzem lub lotnikiem - jak wszyscy. Te marzenia nie spełniły się. Od chwili, kiedy usłyszałem ten szmer, wiedziałem już, kim chcę być - wspominał Roman Wilhelmi w wywiadzie dla "Gazety Robotniczej".

Wilhelmi postanowił zdawać na warszawską PWST. Dostał się za pierwszym razem. Ale niewiele brakowało, by Wilhelmi na egzamin wcale nie poszedł - kilka tygodni wcześniej miał wypadek rowerowy i uszkodził rękę tak bardzo, że groziła mu amputacja.

Długo nie mógł wyprostować łokcia, wewnątrz miał wmontowaną metalową sztabę. Później perfekcyjnie operował chorą ręką, dla niepoznaki ogrywał ją na wiele sposobów - wyznał jego najmłodszy brat Adam Wilhelmi w jednym z wywiadów.

Zobacz też: Kinomani nie widzieli jej w roli Oleńki, ale Małgorzatę Braunek to zmotywowało. Gdy zakończyła karierę plotkowano, że trafiła do sekty

Trudne początki

Roman Wilhelmi nie miał problemu ze znalezieniem angażu po studiach. Profesor Aleksander Bardini, który objął właśnie stanowisko dyrektora warszawskiego Teatru Ateneum, przyjął go do swojego zespołu. Ale o ile jako studentowi z innego miasta Romanowi przysługiwał akademik, to jako aktor na takie wsparcie nie mógł już liczyć. Jedyne lokum, jakie mu zaoferowano - teatralna maszynownia nad sceną - było zbyt ciasne dla Romana i jego żony. Bo Wilhelmi zawsze był kochliwy i w tajemnicy przed rodziną ożenił się ze studentką dziennikarstwa, Danutą. Kobieta zapamiętała mężczyznę, który był jej mężem przez dziewięć lat ,jako czułego i zabawnego, ale zupełnie nieodpowiedzialnego. To na nią spadały trudy życia w spartańskich warunkach.

Roman Wilhelmi, 'Kariera Nikodema Dyzmy'
Roman Wilhelmi, 'Kariera Nikodema Dyzmy' East News
W teatrze, gdzie w dalszym ciągu mieszkaliśmy, nie było oczywiście żadnej kuchni. Wrzątek na herbatę nosiło się z portierni, cztery piętra niżej. Jadało się więc w stołówkach na mieście, a wieczorem po spektaklu szło się zwykle całą gromadą na kolację do Spatifu. (...) Przy stolikach kwitło bujne życie towarzyskie. (...) Te wieczorne eskapady kończyły się zwykle późną nocą - wspominała po latach Danuta Wilhelmi-Machalica.

Po alkoholu pan Roman stawał się agresywny, wszczynał burdy. Z czasem okazało się, że parę więcej dzieli niż łączy, a Wilhelmi nie chce tak upragnionej przez żonę stabilizacji, więc małżeństwo się rozpadło.

Choć Wilhelmi sporo występował na teatralnej scenie, gaża z trudem wystarczała na pokrycie potrzeb - szczególnie że aktor był utracjuszem i lubił się bawić. Ale przełom był tuż za rogiem. W 1966 wcielił się w rolę Olgierda w bijącym wówczas rekordy popularności serialu "Czterej pancerni i pies". Rola przyniosła Wilhelmiemu ogromną sławę, okazała się też jednak ślepą uliczką.

Stałem się popularny, zna mnie każde dziecko w tym kraju. Tyle że niezupełnie o to mi chodziło. Owszem, cieszy mnie, że ludzie rozpoznają mnie na ulicy, że w warsztacie zreperują mi samochód na poczekaniu, a panienki w urzędach w podskokach pomogą w załatwieniu rozmaitych spraw - mówił gorzko Wilhelmi.
Roman Wilhelmi, plan filmu 'Ćma'
Roman Wilhelmi, plan filmu 'Ćma' Jerzy Kosnik / Forum / Jerzy Kosnik / Forum

Aktor został zaszufladkowany, przylgnęła do niego etykietka "Czterech pancernych". W kolejnych latach miał więc trudności ze znalezieniem roli na miarę swojego talentu. Grywał głównie w serialach i filmach dla młodzieży, takich jak "Do przerwy 0:1", "Wakacje z duchami", "Wielka, większa i największa" czy "Stawiam na Tolka Banana". Aktorsko spełniał się w teatrze. Tymczasem nadszedł przełom w życiu osobistym Wilhelmiego. Pod koniec lat 60., podczas kręcenia filmu na Węgrzech, poznał tamtejszą tłumaczkę. Piękna Marica Kollar uległa urokowi osobistemu aktora. Była tak zakochana, że bez wahania zostawiła za sobą całe dotychczasowe życie. Zaszła w ciążę, na świat przyszedł syn pary, Rafał. Ale choć Roman Wilhelmi na początku jawił się jako ojciec idealny, szybko wygrała jego pasja.

Na szczycie

Z czasem Wilhelmiego zaczęto obsadzać w rolach czarnych charakterów. Aktorowi bardzo odpowiadało takie emploi.

To są świetne role. Z aktorskiego punktu widzenia znacznie ciekawsze niż mdłe zazwyczaj postacie bohaterów pozytywnych. Tu aktor ginie w cieniu ich zalet. Postacie negatywne są lepiej napisane, bardziej złożone psychologicznie. Wcielając się w postać, która budzi odrazę, mimowolnie następuje próba obrony samego siebie - przekonywał Roman Wilhelmi.
Roman Wilhelmi, kadr z filmu 'Zapach psiej sierści'
Roman Wilhelmi, kadr z filmu 'Zapach psiej sierści' archiwum Filmu / Forum / archiwum Filmu / Forum

Aktor sporo pracował i adekwatnie do tego zarabiał, ale domowy budżet często świecił pustkami. Winę za ten stan ponosił hulaszczy tryb życia, jaki prowadził. Z czasem nawet jego urok osobisty przestał pomagać. Pewnego dnia miarka się przebrała i żona postawiła Wilhelmiemu ultimatum: albo się ustatkuje, albo ona odchodzi. Małżeństwo w 1976 roku zakończyło się rozwodem. Aktor niespecjalnie wspierał byłą żonę i syna finansowo, niezbyt interesował się życiem chłopca. Wreszcie Kollar postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Sprzedała mieszkanie i wyjechała z synem do Austrii. Rafał Wilhelmi nie poszedł w ślady ojca - wybrał drogę matki, pracuje jako tłumacz.

Jeszcze będąc mężem Mariki Kollar Wilhelmi romansował z innymi kobietami. Jedną z nich była Iwona Bielska. Ponoć aktor już podczas pierwszego spotkania wyznał miłość Iwonie, wówczas 21-letniej studentce. Następnie dręczył ją telefonami. A gdy nie chciała się z nim spotkać, groził, że się zabije, jeśli natychmiast do niego nie przyjedzie.

Chciał skakać z balkonu... Wsiadałam więc do taksówki i jechałam z Krakowa do Warszawy. Bałam się, że naprawdę zrobi sobie krzywdę. (..) Byłam za młoda, żeby to wytrzymać. Rozstaliśmy się po dwóch czy trzech latach - wspominała Iwona Bielska.

W życiu prywatnym Wilhelmiego się nie układało, ale zawodowo był na szczycie. Grywał niemal nieustannie m.in. w produkcjach takich jak "Zaklęte rewiry", "Sprawa Gorgonowej" czy "Dzieje grzechu". Ale kiedy zaproponowano mu tytułową rolę w "Karierze Nikodema Dyzmy", niewiele brakowało, by jej nie przyjął. Początkowo odmówił i reżyser musiał uciec się do podstępu, by kapryśny aktor zmienił zdanie. Wilhelmi nie bez powodu miał w środowisku opinię konfliktowego. Często wszczynał awantury, szczególnie kiedy sporo wypił, a to zdarzało się bardzo często. Jego niełatwy charakter sprawił, że wielu aktorów po prostu go nie lubiło, a Wilhelmi nie pozostawał im dłużny. Tak było ponoć też w przypadku Jerzego Stuhra, którego Wilhelmi szczególnie nie lubił. Reżyser "Kariery Nikodema Dyzmy" powiedział więc aktorowi, że skoro on nie chce roli, da ją Stuhrowi. Wilhelmi natychmiast zmienił zdanie i rolę przyjął. Dziś trudno sobie w niej wyobrazić kogokolwiek innego.

Król umiera

Ostatnią rolą telewizyjną w dorobku Romana Wilhelmiego była tytułowa postać ze sztuki Eugene'a Ionesco "Król umiera, czyli ceremonie" z 1991 roku. Aktor wcielając się w nią był już ciężko chory, choć o tym jeszcze nie wiedział. Wkrótce potem przyszła brutalna diagnoza - nowotwór wątroby z przerzutami do płuc. Ale Roman Wilhelmi nie zamierzał się poddawać. Ba, on choroby po prostu nie przyjmował do wiadomości. Planował kolejne role, wyjazdy i spotkania, pieczołowicie zapisywał w kalendarzu ich terminy. Myślami wybiegał całe miesiące naprzód.

Kiedy byłem u Romka w szpitalu na trzy dni przed jego śmiercią, nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji - wyznał jego młodszy brat w "Super Expressie".

Niestety, choroba była nieubłagana. Roman Wilhelmi zmarł 3 listopada 1991 roku w Warszawie. Miał zaledwie 55 lat.

Więcej o: