Nazywano ją polską Marylin Monroe. Jednak amerykański sen okazał się dla Elżbiety Czyżewskiej prawdziwym koszmarem

W Polsce za czasów PRL-u była jedną z najjaśniejszych gwiazd. Choć nie była klasyczną pięknością, olśniewała. Miała niekwestionowany urok, który sprawiał, że szaleli za nią mężczyźni. Gdy wyszła za mąż za Amerykanina, wiele koleżanek jej zazdrościło. Ale wyjazd za ocean dla Elżbiety Czyżewskiej zamiast amerykańskim snem okazał się koszmarem.

Choć pochodziła ze społecznych nizin, dzięki ogromnemu talentowi i charyzmie dotarła na szczyt. Reżyserzy wręcz bili się o jej udział w produkcjach. Mężczyźni za nią szaleli, kobiety naśladowały jej styl. Elżbietę Czyżewską nazywano polską Marylin Monroe, zachwycał się nią sam mąż amerykańskiej gwiazdy, Arthur Miller. Ale małżeństwo z amerykańskim korespondentem i wyjazd do Nowego Jorku, zamiast dodać Czyżewskiej skrzydeł, stały się początkiem końca jej kariery. Brak znajomości języka sprawił, że nie dostawała ról na miarę swoich możliwości. Jeszcze gorsza była tęsknota za ojczyzną, którą aktorka topiła w morzu alkoholu. Ale była zbyt dumna, by wrócić na tarczy. Kiedy Elżbieta Czyżewska zmarła, "New York Times" trafnie określił ją "królową bez kraju".

Elżbieta Czyżewska, kadr z filmu 'Żona dla Australijczyka'Elżbieta Czyżewska, kadr z filmu 'Żona dla Australijczyka' archiwum Filmu / Forum / archiwum Filmu / Forum

Z nizin na szczyt

Data urodzin Elżbiety Czyżewskiej nie jest do końca jasna. Jedne źródła mówią o 14 kwietnia 1938 roku, inne podają datę o miesiąc późniejszą. Akt urodzenia najprawdopodobniej zaginął w wojennej zawierusze - wtedy też zmarł ojciec małej Eli. Po wojnie matka dziewczynki (i jej siostry Krystyny) nie radziła sobie z wychowywaniem dzieci. Krawcowa wykonywała przeróbki w maleńkim mieszkaniu na warszawskiej Tamce. Większość zarobionych w ten sposób pieniędzy przepijała. W jednym z nielicznych momentów trzeźwości zrozumiała, że nie jest w stanie utrzymać córek. Oddała więc dziewczynki do domu dziecka - z placówki odebrała je, dopiero gdy były już nastolatkami.

Dorosła Elżbieta Czyżewska niezwykle rzadko wspominała dzieciństwo. Fakt pochodzenia ze społecznych nizin bardzo ją uwierał. Jednocześnie dorastająca dziewczyna miała ogromny głód wiedzy - praktycznie nie rozstawała się z książką. Czuła, że jedynie dzięki wykształceniu uda jej się wyrwać z biedy. Miała rację, choć na jej przyszłość miał też wpływ szczęśliwy przypadek. Kiedy kilkoro znajomych Elki, jak przyjaciele nazywali Czyżewską, zdecydowali się zdawać na warszawską akademię teatralną, ona nie była do ich pomysłu przekonana. Ostatecznie jednak dała się namówić, by spróbować swoich sił. Jak na ironię, pewni swego koledzy odpadli w przedbiegach, a Elka zachwyciła komisję i została przyjęta. Na uczelni natychmiast zrozumiała, że aktorstwo jest tym, co kocha.

Już na studiach Czyżewska zadebiutowała w roli dziewczyny przechadzającej się w tle w krótkometrażowym filmie dokumentalnym w reżyserii Jana Łomnickiego. Zaczęła też występować w STS-ie, gdzie jako pierwsza wykonywała utwór uznany później za hymn teatru - "Kochankowie z ulicy Kamiennej". A wkrótce po tym, jak ukończyła studia, zaczęto zasypywać ją propozycjami ról. Talent Czyżewska rozwijała w Teatrze Dramatycznym, ale publiczność pokochała ją za występy w komediach, takich jak "Mąż swojej żony" i "Żona dla Australijczyka" Stanisława Barei, a także "Gdzie jest generał" i "Giuseppe w Warszawie". Dla wielu aktorek role komediowe okazały się ślepą uliczką, z której nie mogły się nigdy wyrwać. Ale nie dla Czyżewskiej. Fakt, że nie była klasyczną pięknością, ale miała w sobie to nieuchwytne "coś" w połączeniu z ogromnym talentem sprawił, że Czyżewska odnajdywała się w niezwykle szerokim wachlarzu ról.

Pożądana aktorka, pożądana kobieta

Elżbieta Czyżewska pokazała swój talent także w bardziej ambitnym repertuarze. Zagrała m.in. w "Milczeniu" Kazimierza Kutza czy paru filmach Jerzego Skolimowskiego. Film Kutza reprezentował nawet Polskę podczas Festiwalu Filmowego w Wenecji. Wówczas okazało się, że za aktorką szaleją nie tylko polscy mężczyźni. Kazimierz Kutz w książce Izy Komendołowicz "Elka" wspominał: Wszystkie weneckie samce rzuciły się na Elę, która chodziła w aurze: patrzcie na mnie, podziwiajcie mnie. Doszło do tego, że już pierwszego dnia, pod wieczór, musieliśmy zamienić się pokojami. Żeby ją chronić.

Elżbieta CzyżewskaElżbieta Czyżewska Roman Sumik / Forum / Roman Sumik / Forum

Z kolei z Jerzym Skolimowskim Czyżewska była związana nie tylko zawodowo, ale też prywatnie. Para w 1959 roku wzięła ślub. Związek zakończył się rozwodem sześć lat później. Elżbieta Czyżewska nigdy nie wyzbyła się spowodowanych pochodzeniem kompleksów. Akceptacji i potwierdzenia własnej wartości nieustannie szukała w ramionach mężczyzn, dlatego nie potrafiła dochować mężowi wierności. A Skolimowski także nie był łatwym człowiekiem.

Rozwód stał się faktem w 1965 roku, ale Czyżewska jeszcze w tym samym roku ponownie stanęła na ślubnym kobiercu. Wybranek, amerykański korespondent, laureat nagrody Pulitzera David Halberstam, zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia gdy zobaczył ją na scenie w spektaklu "Po upadku" według tekstu Arthura Millera. Czyżewska wcieliła się w nim w rolę Maggie, którą w oryginalnej wersji zagrała Marylin Monroe, ówczesna żona Millera. Wypadła świetnie, zaczęto ją nawet nazywać "polską Marylin Monroe". A Halberstam natychmiast zrozumiał, że patrzy na swoją przyszłą żonę. Na przyjęciu po premierze spektaklu pomiędzy parą zaiskrzyło. Z pewnością Czyżewskiej imponowało zainteresowanie uznanego dziennikarza, w dodatku obcokrajowca. Para po krótkiej znajomości zdecydowała się na ślub. Na przyjęciu weselnym bawiła się cała ówczesna "warszawka". Dzięki dolarom Davida Ela mogła pozwolić sobie niemal na wszystko. Ale fakt bycia żoną obcokrajowca miał też ciemną stronę - małżeństwo było nieustannie śledzone przez władze. A kiedy Halberstam opublikował artykuł krytykujący politykę ówczesnego I sekretarza KCPZPR Władysława Gomułki, stał się natychmiast w Polsce persona non grata. Ponoć Czyżewska uważała, że David doskonale wiedział, że po takim tekście nie będzie miał już w Polsce przyszłości. Nigdy mu nie wybaczyła, że mimo to zdecydował się na publikację.

Zobacz też: Joe Biden w wypadku stracił żonę i córkę, jego syn umarł na raka mózgu. "Samobójstwo nie było opcją, ale racjonalnym pomysłem"

Królowa bez ziemi

David Halberstam opuścił Warszawę, Czyżewska nie dostała paszportu. Mąż podjął kroki, by jak najszybciej ściągnąć ją do siebie. Ale ona wcale nie była pewna, czy chce wyjeżdżać. Miała świadomość, że bez perfekcyjnej znajomości angielskiego w Ameryce nie będzie mogła grać. A ona aktorstwo kochała najbardziej na świecie. To zawód i wypracowana samodzielnie pozycja uczyniły ją gwiazdą. Mimo to ostatecznie Czyżewska wybrała męża. Być może jej decyzję wpływ miał też fakt, że po artykule Davida i ją dosięgły konsekwencje. Pisano na nią donosy i obraźliwe paszkwile. Było jasne, że w takich okolicznościach nie każdy reżyser będzie chciał ją widzieć w swoim filmie.

Elżbieta CzyżewskaElżbieta Czyżewska archiwum Filmu / Forum / archiwum Filmu / Forum

Na lotnisku w Warszawie Elżbietę Czyżewską poddano upokarzającej, drobiazgowej kontroli. A Nowy Jork, tak jak przypuszczała, nie przyjął jej z otwartymi ramionami. Mimo to Czyżewska postawiła walczyć. Sumiennie uczyła się angielskiego, ale nijak nie mogła się wyzbyć polskiego akcentu. Grywała głównie w teatrach, na offowych scenach Broadway’u. Do Polski wróciła na krótko, żeby zagrać we "Wszystko na sprzedaż" Andrzeja Wajdy. Pomimo że władze bombardowały reżysera listami, by nie zatrudniał "zdrajczyni ojczyzny ludowej", jak nazywali Czyżewską, on nie wyobrażał sobie nikogo innego w roli żony Zbyszka Cybulskiego. Po zakończonych zdjęciach aktorka wyleciała do USA i przez 11 lat nie pojawiła się w Polsce. Tęsknotę za ojczyzną leczyła, pijąc drinka za drinkiem i odpalając jednego papierosa od drugiego. Do apartamentu Davida na Manhattanie zapraszała tabuny znajomych, niemal co wieczór organizowała imprezę. A kiedy nie miała kogo zaprosić, godzinami wydzwaniała do przyjaciół w Polsce. "Dochodziło do tego, że Halberstam wyrywał telefon ze ściany, bo przychodziły rachunki na tysiące dolarów" - pisze Iza Komendołowicz w biograficznej książce "Elka".

W 1974 roku Czyżewska otrzymała angaż w spektaklu "Biesy" Dostojewskiego w reżyserii Andrzeja Wajdy. Tam zwróciła na nią uwagę początkująca aktorka — Meryl Streep. To Czyżewska uczyła ją, jak udawać polski akcent i dzięki jej wsparciu Streep dostała rolę w "Wyborze Zofii", za którą nagrodzono ją Oscarem. Tymczasem w życiu Czyżewskiej działo się coraz gorzej. Propozycji ról brakowało, bo na castingi przychodziła pijana albo na kacu w ogóle o nich zapominała. Stało się też jasne, że ją i Davida więcej dzieli, niż łączy. Powszechnie uważa się, że Halberstam nie wytrzymał imprezowego trybu życia żony. Jednak Krystyna Cierniak-Morgenstern, przyjaciółka Czyżewskiej uważa, że było inaczej. W wywiadzie dla magazynu "Viva" powiedziała, że to Elka przestała darzyć męża uczuciem: "On ją kochał i nie chciał odejść. Piła, bo tęskniła za Polską" – przekonuje Morgenstern.

Z czasem kariera Czyżewskiej coraz bardziej przygasała. W latach 90. mogła już wracać do Polski i występowała w spektaklach teatralnych i rodzimych produkcjach. Ale choć niektóre jej role zostały dobrze przyjęte, w Czyżewskiej coś zgasło. Być może dał się we znaki destrukcyjny tryb życia, a może winne było poczucie, że życie nie potoczyło się po jej myśli. Ostatecznie aktorka załamała się w 2007 roku. Wówczas zmarła jej ukochana siostra Krystyna, a David Halberstam zginął w wypadku samochodowym. Choć Czyżewska często odwiedzała Polskę - w 1997 zasiadła w jury Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni, a w 2003 odcisnęła rękę na Promenadzie Gwiazd w Międzyzdrojach - nie zdecydowała się na stałe wrócić do ojczyzny. Być może powrót poczytywała jako przyznanie się do odniesionej w Stanach porażki. Kiedy Czyżewska zachorowała na raka przełyku, długo ukrywała swój stan. Zmarła w nowojorskim szpitalu New York Presbyterian Hospital na Manhattanie, w wieku 72 lat. Na pogrzeb artystki na warszawskich Powązkach przyszła garstka dawnych znajomych i fanów. Ale ona nigdy nie chciała być odbierana jako ofiara. W jednym z ostatnich wywiadów mówiła, że czasu nie da się cofnąć, decyzji nie da się zmienić, więc lepiej zaakceptować to, co się wydarzyło. Bo życia nie da się powtórzyć.

Elżbieta Czyżewska, John VoightElżbieta Czyżewska, John Voight WOJCIECH KUBIK / WOJCIECH KUBIK/East News

Więcej o:
Copyright © Agora SA