Najpierw było trudne dzieciństwo w zrujnowanej, powojennej Warszawie, życie w biedzie i niedostatku miłości. W kolejnych latach na Stanisławę Celińską spadły choroba i śmierć matki, a następnie nieudane małżeństwo. Wszystko to sprawiło, że wrażliwa aktorka nie potrafiła w pełni cieszyć się z odnoszonych sukcesów. Piła coraz więcej, aż wpadła w szpony choroby alkoholowej. I być może zupełnie by się stoczyła, gdyby nie znalazła w sobie siły, by powiedzieć stop. Bo choć Stanisława Celińska przekonuje, że nałóg pomógł jej pokonać Bóg, kto choć raz widział jej występ wie, że artystka ma w sobie niezwykłą, wewnętrzną moc. Dziś, pomimo niełatwego życia, Celińska promienieje. Zachwyca w rolach komediowych i dramatycznych, a jej koncerty przyciągają tłumy.
Kiedy 27 kwietnia 1949 Stanisława Maria Celińska przyszła na świat, jej rodzice mieli już wybrane imię dla dziecka. Los chciał jednak inaczej i Stasia musieli zamienić na Stasię. Nie płeć malucha była jednak największym problemem państwa Celińskich. W powojennej Warszawie brakowało dosłownie wszystkiego, a o pracę dla pary muzyków nie było łatwo. W dodatku ojciec małej Stasi, z zawodu pianista koncertowy, ciężko zachorował i dnie spędzał w łóżku, słuchając płynącej z radia muzyki. Niełatwe zadanie utrzymania rodziny spadło więc na panią Celińską – skrzypaczkę. Kobieta spędzała dnia grając na ulicach warszawskiej Pragi – rodzina żyła z tego, co do kapelusza wrzucili jej przechodnie.
Jak łatwo się domyślić, trudna sytuacja finansowa przełożyła się na fakt, że państwo Celińscy nie mieli zbyt wiele czasu dla córeczki. Najprawdopodobniej to właśnie niedostatek rodzicielskiej miłości sprawił, że Stasia była dzieckiem niezwykle krnąbrnym i trudnym. Dziewczynka czuła się niepotrzebna, a uwagi domagała się reagując na wszystko agresją. Na szczęście trafił się ktoś, kto zrozumiał dziecięcy ból i pomógł Stasi wyjść na prostą. Matka dziewczynki nie dając sobie z nią rady, sprowadziła do Warszawy swoją macochę. „Babcia Janeczka", jak nazywała kobietę, dała jej ciepło i zrozumienie, którego dziewczynka tak bardzo potrzebowała. Ale los nie przestał rzucać rodzinie kłód pod nogi. Wkrótce ojciec Stasi zmarł. Choć matka dziewczynki miała wówczas zaledwie 31 lat, kobieta nie zdecydowała się na ponowne małżeństwo w obawie, że ewentualny przyszły mąż nie pokocha jej córki.
Stanisława Celińska w swojej biografii zatytułowanej „Niejedno przeszłam" przyznaje, że już w dzieciństwie religia odgrywała w jej życiu ważną rolę. Dziewczynka polubiła kościół od pierwszego dnia, kiedy zaprowadziła ją tam "babcia Janeczka". To właśnie zamiłowanie do teatralnego charakteru nabożeństwa sprawiło, że w głowie Stanisławy zakiełkowała myśl o aktorstwie. Ale zanim zdała do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, los wystawił ją na kolejną próbę.
Kiedy miałam 16 lat, mama powiedziała, że ma na piersi guzek. Nie poszła od razu do lekarza, babcia na nią krzyczała. Poszła, kiedy z raka zrobiła się śliwka. Lampy dostała za mocne, poparzyły skórę, zrobił się problem z ręką i amputowali jej do ramienia. Świat mi się wtedy zawalił i zaczęłam chorować z moją matką. Ale ja niszczyłam siebie w inny sposób. Było mi wstyd, że jestem taka zdrowa, silna, wszyscy mnie chwalą, gdy mama cierpi. (...) I pojawiła się destrukcja. Rozrabiałam, zaczęłam pić alkohol, palić, wylądowałam w internacie – wspominała aktorka w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów".
Zobacz też: Krytycy ją cenili, mężczyźni szaleli na jej punkcie. Rolę etatowej seksbomby porzuciła dla ukochanego męża
Podczas studiów alkohol na stałe zagościł w życiu Celińskiej. W światku bohemy artystycznej czasów PRL, suto zakrapiane imprezy do białego rana były na porządku dziennym. A Stanisława była duszą towarzystwa. Śliczna, dowcipna i utalentowana, brylowała na scenie i poza nią. Szybko okazało się, że wywodząca się z muzycznej rodziny Celińska ma ogromny talent wokalny. Potwierdziła to, wygrywając festiwal w Opolu w 1969, na którym brawurowo wykonała piosenkę „Ptakom podobni". Celińskiej proponowano nagranie płyty, ale ona zwróciła się w stronę kina. I nic dziwnego, bo sam Andrzej Wajda zaoferował aktorce rolę w filmie „Krajobraz po bitwie". W roli młodej Żydówki talent Celińskiej ujawnił się w pełni. Film doceniono nie tylko w Polsce, ale też zagranicą za sprawą festiwalu w Cannes, na którym został świetnie przyjęty.
Sukces „Krajobrazu po bitwie" przełożył się na przełom w karierze Celińskiej. Propozycje spływały ze świata kina i teatru. Najpierw w filmie „Noce i dnie" aktorka wcieliła się w rolę Marii Dąbrowskiej. Następnie występowała na deskach Teatru Współczesnego, współpracowała z Teatrem Telewizji i Teatrem Polskiego Radia. To właśnie na scenie Stanisława Celińska poznała swojego przyszłego męża – aktora Andrzeja Mrowca. Para po krótkim okresie narzeczeństwa wzięła ślub, niebawem na świecie pojawiły się dzieci: syn Mikołaj i córka Aleksandra. Ale rodzinna sielanka nie trwała długo. Choć początkowo Celińska chciała się poświęcić roli żony i matki, atrakcyjne propozycje zawodowe wciąż napływały i stało się jasne, że nie może i nie chce wciąż odmawiać. Celińska zaczęła występować min. w komediach Barei, a dla przeciwwagi grała w teatrze. Wkrótce więcej czasu spędzała na planie filmowym i na scenie, niż w domu. Mąż zaczął mieć pretensje o to, że jego żona zaniedbuje dzieci i jest w domu gościem. To właśnie napięcia pomiędzy małżeństwem, w połączeniu z narzuconą sobie nieustanną presja, by być zawsze najlepszą sprawiły, że Celińska zaczęła pić coraz więcej.
Jakby problemów było mało, na Stanisławę Celińską spadł kolejny cios. Jej matka zmarła w wyniku powikłań po operacji. Ta śmierć była kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Aktorka zaczęła pić już nie tylko na branżowych imprezach czy wieczorami w barach, ale i w ciągu dnia. Po kilku głębszych stawiała się na próbie w teatrze czy na planie filmowym. O ile nie zapomniała, bo i tak bywało. Wkrótce do Celińskiej przylgnęła łatka niewiarygodnej alkoholiczki. Reżyserzy obawiali się zatrudniać osobę, na której nie mogli polegać. Poczucie klęski wzmogło porzucenie przez męża, który nie wytrzymał życia z osobą uzależnioną. Celińska wstydziła się nałogu tak bardzo, że rozważała nawet samobójstwo.
Chciałam otworzyć piekarnik jak Sylvia Plath, ale powstrzymały mnie świnki morskie, które były w domu i je uwielbiałam. No i myśl, że jednak się nie poddam. Dzieci były na wyjeździe, tak że miałam sytuację ułatwioną, gdyby nie te świneczki – wyznała Celińska w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów".
Myśl o dzieciach i wola życia okazały się silniejsze niż nałóg. Ale Stanisława Celińska nie zdecydowała się na terapię odwykową. Aktorka jest przekonana, że od alkoholu uwolnił ją Bóg.
Piłam, ale i długo się modliłam, żeby mi to picie zostało odjęte, także będąc czasami nietrzeźwą. W pewnym momencie przyznałam się przed sobą, że mam z tym problem, ale też wiedziałam, że sama sobie z nim nie poradzę, tylko z siłą wyższą. Musiałam Ją o tę pomoc poprosić. I pewnego dnia, kiedy sięgałam po butelkę z piwem, moja ręka się cofnęła i już nigdy żadnego piwa ani alkoholu nie wypiłam. Nic. Żadnych terapii. Zostało mi to po prostu odjęte – tłumaczyła aktorka w wywiadzie dla Onet.pl.
Nie wszyscy od razu uwierzyli w to, że Stanisława Celińska na dobre zerwała z nałogiem. Szczególnie, że alkohol bardzo zmienił aktorkę – sprawił, że ze ślicznej, radosnej dziewczyny stała się otyłą, smutną kobietą. Dlatego początkowo obsadzano ją wyłącznie w epizodycznych rolach. Ale i w nich aktorka potrafiła pokazać swój kunszt. To sprawiło, że kolejni twórcy zaczęli ją na nowo doceniać. Jako jeden z pierwszych Celińskiej zaufał Krzysztof Warlikowski. Aktorka wystąpiła u niego min. w spektaklu „Oczyszczeni", w którym wcieliła się w rolę tancerki z peep show. Ale w nowym, wolnym od nałogu życiu Stanisławy Celińskiej pierwsze skrzypce miała grać muzyka.
Choć Stanisława Celińska ma talent wokalny, u szczytu swojej popularności aktorskiej zaniedbała śpiewanie. Ale w latach 90. powróciła, występując m.in. na przeglądach piosenki aktorskiej. Prawdziwy przełom przyszedł jednak w 2009 roku za sprawą piosenki „Atramentowa Rumba" – pierwszego singla Stanisławy Celińskiej, nagranego w duecie z Los Locos. Później pojawiły się kolejne propozycje, m.in. od Royal String Quartet, z którym nagrała piosenkę „Nowa Warszawa". W 2009 roku artystka znów wystąpiła w miejscu swojego debiutu – na Festiwalu w Opolu. W tym roku powróciła na Festiwal z piosenką „Niech minie złość". Za utwór, który zdaniem wielu powinien stać się hymnem dzisiejszych czasów, Celińska zdobyła Nagrodę Publiczności im. Karola Musioła.
Muzyka przyniosła Stanisławie Celińskiej tak potrzebne ukojenie. Sprawiła, że artystka narodziła się na nowo, odnalazła w sobie więcej siły i motywacji, odzyskała pogodę ducha. To właśnie te cechy, w połączeniu z pięknym głosem i talentem scenicznym sprawiają, że dziś na koncerty Stanisławy Celińskiej przychodzą tłumy. Artystka w swoich piosenkach nie stroni od trudnych tematów, takich jak walka z nałogiem, nieudane małżeństwo czy skomplikowana relacja z synem, z którym po latach udało się jej odnowić kontakt. Swoją niezłomną postawą Stanisława Celińska pokazuje, że nigdy nie jest zbyt późno, by odbić się od dna i zawalczyć o siebie.