Informację o śmierci Felix Baumgartner potwierdził austriacki "Kroner Zeitung". Spadochroniarz, który zasłynął skokiem z kosmosu w 2012 roku, zginął 17 lipca we Włoszech w Porto Sant'Elpidio nad Adriatykiem, gdzie przebywał z ukochaną na wakacjach. "Baumgartner leciał motoparalotnią, gdy nagle stracił kontrolę. Przyczyną zdarzenia była nagła niedyspozycja, co potwierdziła wezwana na miejsce straż pożarna" - przekazał dziennik. Austriacka telewizja publiczna pożegnała Baumgartnera, ale sposób, w jaki to zrobiono, oburzył prawicowego polityka.
Portal krone.at przekazał, że skrajnie prawicowa partia FPO jest oburzona tym, że telewizja publiczna ORF godnie nie pożegnała Felixa Baumgartnera. Swoje oburzenie w tej sprawie wyraził sekretarz generalny partii Christian Hafenecker. - Felix Baumgartner jest ledwie kilka godzin po śmierci, a już ORF nie oddaje mu należnego szacunku, lecz publicznie go oskarża - grzmiał. Jak twierdził Hafencecker, to, jak stacja przedstawiła zmarłego, jest "moralną egzekucją". - Zamiast oddać mu hołd, przedstawiono go jako niewygodnego krytyka - uważa polityk, który twierdził, że Baumgartner był krytykowany za głoszone poglądy. Spadochroniarz miał być m.in. przeciwnikiem wsparcia dla uchodźców, a także obrażał dziennikarza, który przyjął szczepienie przeciwko COVID-19.
W 2012 roku oczy niemal całego świata skupione były właśnie na Felixie Baumgartnerze. Wydarzenie śledziło na YouTubie ponad osiem milionów internautów. Wówczas austriacki spadochroniarz wykonał słynny skok ze stratosfery z wysokości 39 969 metrów. Tego dnia przeszedł do historii jako pierwszy człowiek, który przekroczył prędkość dźwięku. W pewnym momencie osiągnął prędkość maksymalną 1358 km/h. Jego rekord nie przetrwał jednak długo - dwa lata później pobił go 57-letni inżynier Alan Eustace, który skoczył z ponad 41 kilometrów. To jednak nie przyciągnęło takiej uwagi mediów.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!