22 marca jednym z gości "Pytania na śniadanie" był Kamil Sipowicz. Mąż piosenkarki opowiadał m.in. o specjalnym koncercie "Falowanie i spadanie - pamięci Kory", który odbędzie się 28 marca, przy okazji nadania imienia Kory Olgi Sipowicz hali studyjnej Telewizji Polskiej. Podczas rozmowy doszło jednak do niezręcznej pomyłki.
Już na początku rozmowy z Kamilem Sipowiczem w programie śniadaniowym doszło do wpadki. - "Falowanie i spadanie - pamięci Kory": tak będzie się nazywał koncert i związany będzie z nadaniem największej hali telewizyjnej przy ul. Woronicza właśnie imienia Olgi Jackowskiej. W związku z tym... - zaczął prowadzący programu. - Kory Sipowicz - wtrącił niespodziewanie Sipowicz, poprawiając Filipa Antonowicza. - Bardzo przepraszam, Kory Sipowicz - odparł gospodarz śniadaniówki. - O to jest walka, a wy nadal swoje - kontynuował mąż piosenkarki. Antonowicz wytłumaczył, że nie wiedział o tym fakcie.
Sytuację próbowała także ratować Katarzyna Dowbor - Przepraszamy, nie chcieliśmy zaczynać w ten sposób. Jednak tak się przyjęło... - dostrzegła Dowbor, po czym Sipowicz postanowił raz na zawsze wyjaśnić widzom historię zmiany nazwiska przez artystkę. - Ja z realizatorami koncertu [koncert "Falowanie i spadanie - pamięci Kory" - przyp.red.] ustaliłem, że Kora, od kiedy została moją żoną, używała tego nazwiska. Mogła zostawić Jackowska, ale przyjęła nazwisko Sipowicz, bo bardziej jej się podobało - wytłumaczył. Na to przytaknęła mu prowadząca "PnŚ". - Dobrze, tak więc będziemy się tego trzymać - zapewniła, kończąc temat nazwisk w programie na żywo.
Kora Sipowicz wyszła za mąż za swojego wieloletniego partnera Kamila Sipowicza w 2013 roku. O tym fakcie oboje poinformowali za pośrednictwem mediów społecznościowych. "Miło nam powiadomić, iż 12 grudnia 2013 roku o godz. 12 przed urzędniczką Urzędu Stanu Cywilnego Warszawa-Bielany zawarliśmy związek małżeński. (...) Towarzyszył nam utwór muzyczny Billy'ego Idola 'White Wedding'" - czytaliśmy. Jak później stwierdzili w "Dzień Dobry TVN", powodem "uregulowania formalności" po 40. latach narzeczeństwa były względy praktyczne. - Polski Sejm nie zgodził się, żeby związki otwarte miały prawną kwalifikacje. Jesteśmy starsi, mamy dzieci, jest wnuk, musieliśmy uregulować różne sprawy. Nie jesteśmy najmłodsi. Jest jakiś majątek... a my nie jesteśmy wieczni. To była formalność. Trudno, żebyśmy małżeństwo świętowali, jak jesteśmy razem kilkadziesiąt lat - wyjaśnił Sipowicz w programie.