Agnieszka Woźniak-Starak nigdy nie pozostawała obojętna na los zwierząt. Sama miała zresztą aż siedem czworonogów, a jakiś czas temu informowała o odejściu jednego z nich. "Serce mi pękło" - pisała wówczas. Dziennikarka nawet w święta wielkanocne udała się na farmę jeleniowatych w Kosewie Górnym (co jest ogromną atrakcją turystyczną w tamtych rejonach). Organizacja prowadzona jest przez Polską Akademię Nauk. Prezenterka była wówczas zbulwersowana agonalnym stanem łani, którą trzeba było uśpić.
Prowadząca "Mam talent!" w niedzielę za pośrednictwem mediów społecznościowych przekazała kolejne bulwersujące wiadomości z Kosewa Górnego. Po dwóch tygodniach od Wielkanocy okazało się, że doszło tam do kolejnej tragedii.
Przed chwilą dostałam zdjęcia martwego łosia. Jeszcze latem były dwa łosie na tej fermie - Maja i Gucio, no i znaleziono Gucia. Jeszcze był młody łoszak, z którym nie wiemy, co się stało, bo on nagle zniknął. Wcześniej pan rzecznik prasowy tłumaczył, że łania była po prostu stara i była skazana na śmierć, więc skazali ją na śmierć głodową, prawda, ma to sens, skoro można było wezwać weterynarza
- mówiła wyraźnie wzburzona dziennikarka. Agnieszka Woźniak-Starak udostępniła zdjęcie łosia na InstaStories. Zanim jednak to zrobiła, podkreśliła, że "te łosie nie były stare" - jak próbowano ją przekonać. "Te łosie nie były stare. One się urodziły w 2021 roku" - mówiła. Więcej zdjęć prezenterki znajdziecie w naszej galerii na górze strony.
Agnieszka Woźniak-Starak, jak już wcześniej wspomnieliśmy, spędziła święta wielkanocne w Kosewie Górnym. Przerażona tym, co tam zobaczyła (znajdującą się w stanie agonalnym łanię), zdecydowała się zostać nawet na drugi dzień świąt. W mediach społecznościowych przekazała wówczas informację, że dopiero wtedy łania przestała się męczyć. Zastanawiała się jednak, co na to m.in. Polska Akademia Nauk, do której należy farma.
Była w takim stanie, że nie było innego wyjścia. To była męka dla tego zwierzęcia. Nie męczyło się od dzisiaj. Co na to ogród botaniczny w Powsinie, Polska Akademia Nauk? Co się dzieje w Kosewie? Bardzo byśmy chcieli wiedzieć
- relacjonowała na Instagramie. Dziennikarka nie pozostawiła tej sprawy bez odpowiedniej reakcji. W końcu zwierzęta podlegają pracownikom PAN, a ta mieści się w strukturach Ministerstwa Nauki. Oprócz zgłoszenia tej oburzającej sprawy do prokuratury, poinformowała o niej również Główny Inspektorat Weterynaryjny oraz lokalnych rządzących. Mówiła nawet o tym, że święta spędziła na policji.
Później pomyślałam sobie, że w zasadzie to jest też apel do Borysa Budki, który jest ministrem aktywów państwowych, a to są aktywa państwowe, bo to jest wszystko własność państwa, to nie są prywatne zwierzęta, to nie są zwierzęta żyjące na wolności, ten teren to jest wszystko własność państwa, więc warto się przyjrzeć, co się dzieje na miejscu
- spostrzegła wtedy. W komentarzach zawrzało. Internauci sugerowali prezenterce, by ta zgłosiła sprawę również do odpowiednich fundacji i organizacji, które zajmują się interwencjami gdy zwierzęta nie są odpowiednio traktowane. Fani dziękowali jej również za interwencję. "Odnośnie łani spróbujcie zgłosić m.in. do fundacji Viva.(...) Policja - kiepsko z nimi bywa"; "Pani Agnieszko, jeśli chodzi o ten ogród botaniczny, o którym pani mówiła na stories, to może warto zgłosić do Dioz? Ich interwencje są zawsze skuteczne"; "Wielkie dzięki za interwencję w Kosewie Górnym"; "Dziękuję za serce i interwencję w Kosewie. Szacunek ogromny" - pisali w komentarzach pod wielkanocnym postem.