Jarosław Kaczyński pojawił się 15 marca przed komisją śledczą ds. Pegasusa. Już na wstępie odmówił złożenia pełnej treści ślubowania. Prezes Prawa i Sprawiedliwości uznał, że zgodnie z treścią artykułu 11e nie może ujawnić tajemnic klauzulowanych tj. tajnych i ściśle tajnych. Jednocześnie Kaczyński zwrócił się do jednego z członków komisji, Witolda Zembaczyńskiego. Pozwolił sobie na szpilę.
Zamiast złożyć przysięgę Jarosław Kaczyński wdał się w dyskusję z posłem Witoldem Zembaczyńskim. Zwrócił się do niego bezpośrednio. "Proszę o używanie form sejmowych. Państwo ich używają, a pan nie. A pan jest znany z różnych rzeczy" - powiedział Kaczyński. "Ma pan napisane na kartce "świadek"" - odparł Zembaczyński. W tym momencie Jarosław Kaczyński zakpił z członka komisji. "Jeżeli ktoś jest w stanie zrujnować nawet naleśnikarnię to naprawdę..." - odpowiedział. W tym momencie interweniowała przewodnicząca komisji śledczej, Magdalena Sroka. "Nie róbcie szopki" - powiedziała.
Jarosław Kaczyński w swojej wypowiedzi nawiązał do poprzedniego biznesu Witolda Zembaczyńskiego. Poseł przed laty prowadził naleśnikarnię, ale gdy zmieniły mu się priorytety, postanowił sprzedać ją innemu przedsiębiorcy. Jednak w opinii Janusza Kowalskiego biznes Zembaczyńskiemu "nie wypalił" i "miał naleśnikarnię, która padła". "Jakim pan musiał naprawdę być przedsiębiorcą, że pan nawet naleśnikarni nie potrafił utrzymać?" - dopytywał Kowalski podczas programu na żywo w Radiu Opole. Za tą wypowiedź Zembaczyński wytoczył Kowalskiemu proces. Sąd Okręgowy w Opolu nakazał politykowi Suwerennej Polski zaprzestania rozpowszechniania nieprawdziwych informacji, zamieszczenia przeprosin na łamach prasy i opłacenia kosztów sądowych. "Stwierdzenie, że naleśnikarnia padła, jest kategorycznym stwierdzeniem faktu. Do faktu odnosi się również wypowiedź Janusza Kowalskiego, z której wynika, że Witold Zembaczyński musiał zamknąć interes, bo nie potrafił go utrzymać. Z przeprowadzonego postępowania wynika, że wnioskodawca nie zamknął naleśnikarni, tylko ją sprzedał i to nie z powodu problemów finansowych, tylko z uwagi na zmianę planów życiowych" - stwierdził sąd w uzasadnieniu.