Mandaryny w Polsce nie trzeba nikomu przestawiać. Choć jej kariera muzyczna nie jest już tak aktywna, jak dawniej, wokalistka dzięki "Ev'ry night" na stałe wpisała się w kanon polskiej muzyki rozrywkowej. Trudno uwierzyć, że od kiedy była żona Michała Wiśniewskiego triumfowała w stacjach radiowych, minęło już blisko 20 lat. Wokalistka 12 marca 2024 roku obchodziła 46. urodziny, a jej córka Fabianne opublikowała z tej okazji wpis z prywatnym kadrem sprzed lat.
"Podziwiam cię, że jeszcze z nami wytrzymujesz, nie starzejąc się przy tym… Sto lat mama, jesteś najlepsza na całym świecie!" - czytamy we wpisie Fabianne. Córka piosenkarki dodała dwie fotografie - jedną bardziej aktualną, a drugą z czasów jej dzieciństwa. Widzimy na niej Mandarynę z małymi dziećmi - Fabianne i Xavierem - w łóżku ze stosem poduszek. Internauci chóralnie przyznają, że po piosenkarce niemal w ogóle nie widać upływających lat. "Dla mamy zdecydowanie czas się zatrzymał. Piękne jesteście dziewczyny", "Dobre geny", "Ale jesteście piękne. Mama w ogóle się nie starzeje!" - czytamy.
Niewątpliwie jednym z kluczowych momentów w karierze Mandaryny był jej występ w Sopocie w 2005 roku. To tam chciała udowodnić publiczności swój poddany wcześniej w wątpliwość talent wokalny, zapowiadając wystąpienie jako "jedno z najważniejszych w jej życiu". Słowa okazały się prorocze, choć nie tak jego konsekwencje wyobrażała sobie sama zainteresowana.... Piosenkarka fałszowała, nie potrafiąc zaśpiewać czysto nawet jednego dźwięku. Na temat tego, co tak naprawdę wydarzyło się za kulisami, powstało sporo teorii. Filo, były menadżer Mandaryny, ujawnił niedawno w rozmowie z Pomponikiem, że ta całkowicie się nie słyszała w odsłuchu. - Miała trzy chórzystki - jedna była specjalnie wynaleziona pod nią, która miała bardzo podobny głos. Ona miała praktycznie za nią śpiewać, ale oni tę chórzystkę wyłączyli. Tylko Marta śpiewała, muzycy nie mieli odsłuchów, Marta nie miała odsłuchów - powiedział. Co więcej, maczać palce w aferze sopockiej Mandaryny miał rzekomo ówczesny menadżer Dody.