Doda nie zwalnia tempa. Artystka gra kolejne koncerty w ramach "Aquaria Tour" realizując swój "Dream Show" na najwyższym poziomie. Cały proces przygotowań do trasy fani mogli obejrzeć w specjalnie zrealizowanym reality. Piosenkarka chciała w ten sposób pokazać, jak naprawdę wyglądają kulisy przygotowań do tak dużego wydarzenia. Koncert w Łodzi podobnie jak inne stał na naprawdę wysokim poziomie. Jedynym mankamentem, który wyciągnął gwiazdę ze scenicznego transu, był niewielki problem techniczny. W pewnym momencie Doda straciła cierpliwość.
Koncerty jak każde wydarzenia na żywo rządzą się swoimi prawami. Wpadki są nieuniknione. Najbardziej irytujące wydają się być problemy techniczne. Tym razem Doda miała nieprzyjemne przygody z odsłuchami. - Poproszę tu... Może mi ktoś pomóc z odsłuchem? Dziesiąty raz pokazuje. Nie wiem, czy robię to zbyt subtelnie, więc powiem niesubtelnie. No chodź tu! - krzyknęła do swojego kolegi z zespołu piosenkarka. Z pomocą przybiegło kilku mężczyzn, co prześmiewczo skomentowała Doda. - Teraz nagle siedem chłopów - zażartowała. Później poprosiła o zmniejszenie głośności - Tak głośno się drę, że aż sama siebie nie słyszę - mówiła poirytowana. Chwilę później wszystko wróciło do normy i piosenkarka mogła kontynuować swoje "Dream Show".
W rozmowie z "Dzień dobry TVN" Doda wyjawiła, że "Aquaria Tour" to jej ostatnia trasa koncertowa. - Cieszę się, że mogę tak zakończyć i zapieczętować moją przygodę z estradą. Jest to ogromna przyjemność, bo robię to głównie ze względu na to, żeby zobaczyć szok moich fanów pod sceną, że w Polsce da się zrobić coś niesamowitego i przede wszystkim da się zrobić coś, co zaskoczy (...). Postanowiłam sobie, że moja ostatnia trasa koncertowa będzie taka, której nikt nigdy nie pobije, a przede wszystkim ja sama (...). Moim największym marzeniem jest zrobić Las Vegas w Warszawie i robić co roku jeszcze większe show. - zdradziła prowadzącym. ZOBACZ TEŻ: Doda wyznała, że straciła miliony. "Żyję skromnie"