Mama tragicznie zmarłej przed dziewięcioma laty aktorki Anny Przybylskiej, Krystyna Przybylska kierowała się dobrym sercem i empatią, gdy przed laty próbowała pomóc mamie mężczyzny, którego wraz z mężem zatrudniła na stanowisko asystenta. Pożyczyła jej wówczas 800 tys. złotych na rzekomą spłatę podatku od zagranicznego spadku. Jednocześnie kobieta prosiła, aby nikomu o tym nie mówić. Jak się później okazało, było to spowodowane przekrętem, w który Krystyna Przybylska dała się wmanewrować.
Tuż przed Wigilią w programie "Uwaga" pojawił się reportaż dotyczący sytuacji, w jakiej znalazła się pani Krystyna. Mama zmarłej aktorki wyznała, że od czasu jego emisji zgłaszają się kolejne osoby, ale mimo to sprawa stoi w miejscu. Kobieta jest załamana. Więcej zdjęć Anny Przybylskiej znajdziecie w naszej galerii na górze strony.
Jedna prokurator jest na zwolnieniu lekarskim, ktoś jest chory, niektórzy udali się na urlopy. Pani prokurator tłumaczy, że moje dokumenty z Gdańska wysłali do Włocławka. Włocławek twierdzi, że wysłali do Gdańska itd. Pytam się, w jakim kraju żyję? Jesteśmy w dobie komputerów. To powinno zostać załatwione w ciągu miesiąca, a nie się ciągnie. Za kradzież kilograma cukierków czy paczki kawy grozi kilka lat więzienia. Wiemy, że wspomniana pani pożyczyła ponad pięć mln. I co? Na razie nic jej nie zrobili - wyznała.
Pani Krystyna najpierw opowiedziała o tej sytuacji serwisowi Show News. Jak się wówczas okazało, najpierw pomogła chłopakowi, dając mu pracę. Teraz były pracownik obarcza ją winą, twierdząc, że nic nie wiedział o pożyczce dla jego matki. - Dostał u nas pracę. Zaczął studiować. Razem z mężem żeśmy naprawdę mu matkowali, Mąż wymyślał dla niego obiady, a to mięso, a to grzyby. Żal straszny. On mnie teraz obarcza winą, razem ze swoim tatusiem, twierdząc, że nic nie wiedział o tej pożyczce dla jego matki. A ona mnie błagała na wszystkie świętości, żeby się nie dowiedzieli. Tu mi się lampka nie zapaliła. Cały czas czuję się zaszczuta, winna - mówiła Krystyna Przybylska