Aktualnie prezesem TVP jest Mateusz Matyszkowicz, który objął urząd po odwołanym z tej funkcji Jacku Kurskim. Z kolei świetnie zarabiający w Banku Światowym Kurski zajął fotel prezesa Telewizji Polskiej niedługo po objęciu rządów Prawa i Sprawiedliwości, a więc w 2016 roku. Mało kto już dziś pamięta, że poprzednikiem Kurskiego był Janusz Daszczyński. Mężczyzna został zwolniony z telewizji wraz z nadejściem "dobrej zmiany". Teraz sąd orzekł, że zwolnienie to nie było zgodne z prawem.
Janusz Daszczyński przez wiele lat sądził się z TVP. Były prezes Telewizji Polskiej domagał się odszkodowania po tym, jak został zwolniony, gdy Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy medialnej, która kończyła kadencję ówczesnych władz mediów publicznych. W końcu wygrał i TVP musi zapłacić mu 62 tysiące złotych odszkodowania. To spory cios dla nadawcy publicznego, który ostatnio mocno tnie koszty (pisaliśmy o tym m.in. w kontekście organizacji "Sylwestra Marzeń" czy takich zmian w ramówce, jak usunięcie z niej znanych seriali - "Ojca Mateusza", "Barw szczęścia" czy "Klanu". Przez oszczędności ucierpi też "Koło Fortuny").
Daszczyński cieszy się jednak ze zwycięstwa. Informację o tym, że były prezes TVP wygrał sprawę, przekazał w rozmowie z portalem Press jego pełnomocnik - mecenas Marcin Wojewódka. Wyrok korzystny dla Daszczyńskiego zapadł, po tym, jak sąd orzekł, że ustawa medialna podpisana przez prezydenta nie jest zgodna z Konstytucją.
Janusz Daszczyński został zatrudniony na stanowisku prezesa TVP na czteroletnią kadencję z ograniczoną możliwością odwołania go. Podstawą zatrudnienia była umowa o pracę uregulowana przepisami Kodeksu pracy. Mała ustawa medialna wygaszała kadencję władz TVP (...) z dnia na dzień, bez uwzględnienia wymogów wynikających z przepisów prawa pracy. A te nie pozwalają na jednostronne wypowiedzenie umowy o pracę z osobą będącą w wieku przedemerytalnym – Janusz Daszczyński zaliczał się do tej grupy - wyjaśniał Wojewódka.
Z dnia na dzień Daszczyński stracił pracę, a jego gabinet zajął Jacek Kurski. "Nagle, bez żadnej przyczyny i wbrew zasadom demokratycznego państwa moja kadencja została skrócona do kilku miesięcy. Odchodzę w przeświadczeniu, że w tym krótkim czasie udało nam się wspólnie wiele wartościowych przedsięwzięć" - pisał Daszczyński w swoim ostatnim dniu prezesury. Dodał również:
Zostawiam Telewizję Polską w dobrej kondycji programowej i finansowej. Wierzę, że rozpoczęte przeze mnie zmiany będą kontynuowane - dla dobra widzów, z korzyścią dla TVP jako nadawcy publicznego i poważanego pracodawcy.
Co ciekawe swój list zakończył, nawiązując do wypowiedzi Winstona Churchilla "To nie jest koniec. To nawet nie jest początek końca" - pisał wówczas. Wygląda na to, że jego słowa mogą okazać się prorocze. Po tym jak opozycja objęła rządy, spekuluje się, że na fotelu prezesa TVP Mateusza Matyszkowicza ma zasiąść właśnie 71-letni Janusz Daszczyński. On sam dotąd nie potwierdził tych plotek. "Drodzy, bardzo wam dziękuję za słowa wsparcia co do zamysłu mojego powrotu na funkcję prezesa jednoosobowego zarządu TVP. Zapewniam, że wiem, co zrobić, by TVP powróciła do rodziny europejskich telewizji publicznych. Na razie nie ogłaszam publicznie przyszłych rozwiązań" - pisał na facebookowym profilu w październiku tego roku.