Edward Linde-Lubaszenko ma 84 lata. Wigoru, zdrowia i pasji może mu pozazdrościć niejeden młodszy człowiek. Aktor jednak zdaje sobie sprawę z postępujących lat. W rozmowie z "Faktem" opowiedział, że ma precyzyjny plan na to, co zrobi, kiedy poczuje, że "nadchodzi ten czas".
Edward Linde-Lubaszenko wie, że niewiele jest lepszych metod powstrzymujących starzenie się niż sport. Dlatego intensywnie - na miarę swoich możliwości - ćwiczy. Wyjątkową przyjemność sprawiają mu długie spacery i, jak wyznał w "Fakcie", dziennie potrafi zrobić nawet dziesięć tysięcy kroków - to o WIELE więcej, niż pokonują osoby wykonujące pracę siedzącą.
Aktor wie jednak, że czas jest nieubłagany i ostatecznie również i u niego da się zauważyć oznaki postępującej starości. Lubaszenko jest jednak na to gotowy.
Ja mam swój taki program. A w nim jest po prostu zawarte to, żeby uczciwie umrzeć
- odparł w rozmowie z "Faktem" na pytanie o plany na przyszłość. Tłumaczył, że w chwili śmierci ma zamiar żegnać się ze światem bez żadnych obciążających go długów - nie tylko finansowych, lecz także pogodzony ze zwaśnionymi osobami, bez długu "moralnego i psychicznego". To jednak nie wszystko.
Jaki testament? - Ja myślę, co tu zrobić, żeby zdrowie zachować i wiedzieć, kiedy umrzeć, żeby wszystko, co mi zostanie, przed śmiercią zużyć - wyznał rozbrajająco. - Gdy już będę czuł, że nadchodzi ten czas, zrobię rachunek. I wtedy pozamawiam bankiety w restauracjach. Co, ja mam to zostawiać? I po co? Żeby później inni bankietowali? Jak ja mogę sam jeszcze dobrze zahulać. I to za swoje - skwitował.
Nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć spełnienia tego planu - ale bez pośpiechu!