Anna Wendzikowska postanowiła spełnić marzenie córek, ale także swoje z dzieciństwa i zorganizowała wycieczkę do Kanady. Odwiedzają Wyspę Księcia Edwarda, a konkretnie Zielone Wzgórza, z książki "Ania z Zielonego Wzgórza". Ich podróż niestety nie zaczęła się najlepiej. Miały problem na francuskim lotnisku. Gdy trwała już odprawa, okazało się, że dziennikarka nie wypełniła online dokumentów wizowych, które powinny być gotowe przed podróżą. Wszystko przez zmiany przepisów wizowych, które obowiązują teraz w Kanadzie. Ostatecznie celebrytka nie mogła wylecieć z córkami i musiała czekać na kolejny lot, który miał miejsce następnego dnia rano. Przyjęła to ze stoickim spokojem.
Dziennikarka z opóźnieniem dotarła do Kanady. Zapewniała, że sytuacja ani na chwilę nie wyprowadziła jej z równowagi. Przyjęła to, co się wydarzyło. "Wciąż lecimy - tylko 18 godzin później. Czym tu się stresować?" - pisała do obserwatorów. Po długiej przebieżce Wendzikowska w końcu zameldowała się z Kanady. Wylądowała z córkami w Montrealu, jednak to nie był ich ostateczny cel. Czekał ich jeszcze jeden lot i podróż samochodem na Wyspę Księcia Edwarda. "Najważniejsze, że humory dopisują" - napisała pod zdjęciem z samolotu.
Po odebraniu samochodu rodzina ruszyła w dalszą drogę. Nie wiadomo, która to już dla nich godzina podróży, jednak pozytywne nastawienie ich nie opuszczało. Wszystkie były bardzo podekscytowane nową przygodą, nawet jeśli czuły zmęczenie. "Jest zielono, pięknie, świeci słońce i pada deszcz jednocześnie. Dobrze się jedzie, szybko, mimo pewnego zmęczenia" - relacjonowała Wendzikowska. Celebrytka z córkami zatrzymała się w urokliwym hotelu rodem z "Ani z Zielonego Wzgórza". Dzień zakończyły drinkiem Shirley Temple, dla dziewczynek oczywiście w wersji bezalkoholowej. Zdjęcia z szalonej podróży Anny Wendzikowskiej do Kanady znajdziecie w galerii u góry strony.