Pink zachęca do "rzucania brokatu w powietrze" ("Glitter in the air" to jedna z jej piosenek), ale raczej nie pochwala rzucania w swoją stronę prochów martwych ludzi. Niestety nie wszyscy fani to rozumieją. W ostatnią niedzielę jeden z nich cisnął w stronę stojącej na scenie Pink torebeczką, w której znalazły się prochy jego matki.
Pink wykonywała właśnie jeden ze swoich najbardziej znanych utworów: "Just like a pill", kiedy na scenie przy jej nogach wylądowała torebka pełna szarego proszku. Zaintrygowana wokalistka schyliła się w jej stronę i podziękowała, kiedy usłyszała z widowni, czym tak naprawdę jest zawartość.
To twoja... matka?! - zapytała ze zgrozą w stronę publiczności. - Ja... nie wiem, co o tym myśleć - dodała.
Pink na chwilę przestała śpiewać i ostrożnie odłożyła torebkę z niepokojącą zawartością za głośnik. Po chwili wróciła do przerwanej w połowie piosenki.
W licznych komentarzach pod nagraniami w mediach społecznościowych, które ten moment koncertu, można przeczytać, że prochy rzuciła na scenę znajdująca się blisko Pink fanka. Prochy rzeczywiście należą do jej matki, która przedwcześnie zmarła. Jej życzeniem było, by córka "zabierała ją ze sobą w różne miejsca". Jak widać, koncert Pink był jednym z takich miejsc. Więcej zdjęć gwiazdy znajdziecie w galerii na górze strony.
Jeszcze tego samego dnia wokalistka dziękowała na Instagramie fanom za przybycie, pokazując nagranie zza kulis koncertu. Nie znalazł się na nim fragment z rzuceniem ludzkich prochów w jej stronę. Chyba ochrona koncertów na całym świecie właśnie zyskała nową rzecz na liście przedmiotów zakazanych w torbach przychodzących...