Do wypadku z udziałem byłej premier Beaty Szydło doszło w 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu przy ulicy Orzeszkowej. Drogą jechały trzy rządowe pojazdy. Kolumna rozpoczęła wymijanie fiata seicento. Wówczas 21-letni wtedy Sebastian Kościelnik zatrzymał się, gdy tylko zobaczył sygnały uprzywilejowania. Zdążył przepuścić pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo. To właśnie wtedy uderzył w pojazd, w którym znajdowała się Beata Szydło. W konsekwencji limuzyna z byłą premier wjechała w drzewo. W poniedziałek 27 lutego w Sądzie Okręgowym w Krakowie zapadł prawomocny wyrok. Jak podaje TVN24, Sebastian Kościelnik jest winny, ale sąd nie wymierzył mu kary.
Sąd umorzył sprawę Sebastiana Kościelnika, który został oskarżony o spowodowanie kolizji. Proces rozgrywał się w krakowskim Sądzie Okręgowym. Poprzedni wyrok sądu zapadł w Oświęcimiu, ale odwołała się od niego zarówno prokuratura, jak i obrońca Sebastiana Kościelnika. Sędzia orzekający znacząco podkreślił, że za wypadek nie może być winny tylko i wyłącznie kierujący wówczas Seicento, ponieważ pojazdy uprzywilejowane nie miały odpowiedniej sygnalizacji dźwiękowej.
Brak sygnału dźwiękowego spowodował, że oskarżony nie podjął drugiego, dokładniejszego sprawdzenia sytuacji, tego, co się dzieje za nim - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Sławomir Noga.
Co prawda Sebastian Kościelnik nie został oczyszczony z zarzutów, ale nie jest on jedynym odpowiedzialnym za wypadek rządowej limuzyny sprzed sześciu lat. Winę ponosi również funkcjonariusz Biura Ochrony Rządowej, który nie włączył wymaganej dla pojazdów uprzywilejowanych sygnalizacji dźwiękowej.
Komentarze (3)
Sebastian Kościelnik z Seicento usłyszał prawomocny wyrok. To koniec procesu w sprawie rządowych limuzyn