Sprawa morderstwa, z którą był połączony Jerzy Nasierowski, była jednym z najgłośniejszych skandali PRL-u. Wyszło na jaw, że popularny aktor, jeden z największych warszawskich celebrytów, w tajemnicy prowadzi drugie, przestępcze życie. Konflikty z prawem kosztowały go bardzo dużo, a podczas więziennej odsiadki napisał bestsellerową książkę.
Jerzy Nasierowski urodził się w 1933 roku w podlaskiej wsi jako potomek mazowieckiej szlachty. Jego rodzina była majętna, Nasierowski uczył się w bardzo dobrym warszawskim liceum, a następnie zdał do szkoły teatralnej. Tuż po studiach, które ukończył w 1957 roku, zadebiutował na deskach teatru i szybko dostał stały angaż w warszawskim Teatrze Powszechnym. W kolejnych latach Nasierowski grał także w Teatrze Telewizji, był związany z Teatrem Narodowym, a następnie z Teatrem Komedia.
Na początku lat 60. coraz częściej zaczął pojawiać się na wielkim ekranie. Popularność zapewniły mu główne role w "Godzinie pąsowej róży" oraz "Błękitnym pokoju", gdzie zagrał u boku Poli Raksy. Ostatnim filmem, w którym wystąpił, zanim trafił do więzienia, był "Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię". Nasierowski wcielił się w nim w złodzieja.
Aktor miał wypełnione antykami i cennym obrazami mieszkanie na Nowym Świecie, a o organizowanych przez niego imprezach było głośno w całej Warszawie. W mediach informowano nawet, że aktor urządzał tam orgie, jednak tym doniesieniom stanowczo zaprzeczał. Otwarcie mówił za to o swoim życiu uczuciowym. Jeszcze na studiach poznał Mieczysława Gajdę, aktora, z którym związany był przez kilka lat. Dla Nasierowskiego jego kochanek zostawił ciężarną żonę. Na terapię chodzili we trójkę.
Zanim się rozwiódł, to trochę trwało. Przez psychoanalityka się rozwodzili. Dziewczynie, która zresztą już była w ciąży, trudno było uwierzyć, że mąż ją rzuca, i to jeszcze dla faceta. We troje chodziliśmy na te rozmowy. Chodziło o to, żeby Alicja [żona Gajdy - red.] zrozumiała, żeby nie cierpiała - mówił aktor w "Gazecie Wyborczej".
Nasierowskiego i Gajdę w latach 60. można było określić mianem prawdziwych królów życia. Mieli sławę, a przede wszystkim pieniądze, które pozwalały im na drogie podróże po całej Europie. Fortuny Nasierowski dorobił się dzięki przemytniczej działalności.
Sprowadzałem do Polski m.in. rurki i końcówki do długopisów i sprzedawałem z zyskiem. Jedna osoba mogła otrzymać z Zachodu paczkę o wartości kilkudziesięciu tys. zł. A ja ściągnąłem ich do kraju dziesiątki, oczywiście na podstawionych ludzi. Zarobiłem w ten sposób co najmniej dwa mln zł. A średnia pensja wynosiła wtedy dwa tys. - opowiadał.
W pierwszej kradzieży, której Jerzy Nasierowski dokonał jeszcze w 1960 roku, nie chodziło jednak o pieniądze, a zemstę. Przyjaciółka aktora, Barbara Witek-Swinarska podejrzewała męża, reżysera Konrada Swinarskiego, o romans ze scenografką Ewą Starowieyską. Nasierowski i Witek-Swiniarska włamali się do jej domu, aby ukraść paszport. Aktor też miał w tym swój cel. Był przekonany, że Starowieyska doniosła dyrekcji teatru, że jest gejem.
Ewa była uznaną scenografką i miała lada dzień wyjechać do Niemiec pracować przy jakiejś sztuce. Plan był taki: włamujemy się, kradniemy paszport, a jej karierę trafia szlag - wspominał Nasierowski.
Dla niepoznaki aktor z mieszkania zabrał też stare, zdezelowane zegary. Dopiero gdy postanowił je sprzedać, okazało się, że to antyki o dużej wartości. Nasierowski był pytany, dlaczego osoba z jego pozycją, wzięty aktor z zamożnej rodziny, zaczął kraść. Odpowiedział krótko.
Do dziś zadaję sobie to pytanie. Chyba urodziłem się po prostu ze złym charakterem.
Przestępcza działalność, którą Nasierowskiemu przez lata udawało się utrzymać w tajemnicy, zaczęła się rozwijać. Zajmował się nie tylko przemytem, ale też regularnie okradał mieszkania bogatych przyjaciół, członków warszawskiej bohemy. Po kilku latach zaczął się jednak psuć jego związek z Mieczysławem Gajdą. Jak wspomina Nasierowski, jego partner regularnie go zdradzał, jednak aktor nie pozostawał mu dłużny. Pod koniec lat 60. poznał pewnego młodego mężczyznę i utrzymywał, że narodziła się między romantyczna relacja. Taką stronę ich relacji przedstawiał jednak wyłącznie Nasierowski. Chłopak miał też pomagać aktorowi w napadach.
W styczniu 1972 roku nowy znajomy Nasierowskiego z nieznanym mu wspólnikiem dokonali włamania w mieszkaniu aktorki Miry Grelichowskiej. Milicjanci znaleźli tam zwłoki Anny Wujek, gosposi, która zmarła w wyniku uduszenia. Aktor dowiedział się o zajściu od chłopaka, jednak za podejrzenie napadu i morderstwa niesłusznie zatrzymano czworo innych mężczyzn. Torturowano ich, aby przyznali się do winy.
Wkrótce dowiedziałem się z gazet, że milicja ujęła czterech chłopaków. Przyznali się do tego włamania i morderstwa. Szczegółowo opowiedzieli też o przygotowaniach i przebiegu tamtej nieszczęsnej nocy. Potem pisano, że sprawa została odroczona, bo jeden ze "sprawców" trafił do szpitala z powodu samouszkodzeń - opowiadał Nasierowski.
Aktora ruszyło sumienie. Choć był zakochany do szaleństwa, wydał ukochanego na milicji. Problemy sprowadził tym samym także na siebie. Trafił na ławę oskarżonych, a w 1973 roku uznano, że był szefem szajki i mózgiem całej operacji. Za kradzieże i współudział w morderstwie Anny Wujek dostał wyrok 25 lat pozbawienia wolności, podobnie jak jego partner. Nasierowskiego skazano wówczas także na dodatkowe siedem lat za przestępstwa skarbowe.
Ale proces był farsą. Mój "obrońca" mec. Jacek Wasilewski - z czasem okazało się TW - pominął wpis w aktach sprawy, mówiący, że to ja zawiadomiłem milicję - wspomina.
Jerzy Nasierowski stanął przed wizją wyjścia na wolność dopiero w 2005 roku. Podczas odsiadki zaczął w tajemnicy opisywać kompletnie nieznany wówczas po drugiej stronie świat więziennictwa z okresu PRL-u. Zapiski miały też pomóc mu w apelacji od wyroku, jednak jego wniosek odrzucono. Notatki aktora trafiły do jego siostry, a ona przekazała je znajomym pisarzom. Dzięki nim udało mu się otrzymać zgodę na dalsze pisanie. Tak z czasem zaczął tworzyć książkę, którą zatytułował "Zbrodnia i...". Dzięki koneksjom, które Nasierowski zdobył jako warszawski celebryta, stworzony przez niego maszynopis trafił też w ręce pisarza Romana Bratnego. To stało się jego przepustką do szybszego zakończenia odsiadki.
Bratny wcześniej mnie nie znał, poza tym nie lubił gejów. Więc niechętnie przeczytał "Zbrodnię i...". Jednak ostatecznie się zachwycił się i postanowił mnie bronić. A ponieważ miał bardzo wysoką pozycję w PZPR, skutecznie przekonywał kolejnych ministrów sprawiedliwości, abym mógł kontynuować pisanie. Też dzięki jego wstawiennictwu już po dziesięciu i pół roku wyszedłem na wolność - tłumaczył Nasierowski.
Aktor opuścił więzienie w 1982 roku. Nie miał nic. O pomoc poprosił wówczas Mieczysława Gajdę, który, mimo że także otrzymał wyrok za kradzieże, z więzienia wyszedł po dwóch latach. Były partner odwrócił się jednak od Nasierowskiego. Aktor twierdzi również, że Gajda okradł go z obrazów i cennych antyków, które trzymał w swoim mieszkaniu. "Zbrodnia i..." miała premierę w 1988 roku. Książka napisana przez aktora podczas odsiadki w więzieniu okazała się niebywałym sukcesem.
W dniu premiery kolejki jak za mięsem ustawiały się jeszcze przed otwarciem księgarń. Łączny nakład 70 tys. egzemplarzy zniknął w dwa dni. Potem "Zbrodnię i…" można było kupić np. na bazarze Różyckiego za pięciokrotną cenę - relacjonował jej autor.
Mimo że reportaż Nasierowskiego sprzedawał się jak świeże bułki, on sam nie zarobił na niej kokosów. Jak mówił, starczało mu na przeciętnej jakości życie.
Nasierowski twierdzi, że dzięki odsiadce zyskał drugie życie. Po przemianie ustrojowej zaczął pisać książki, które stały się jego głównym źródłem utrzymania. Wrócił też do grania w filmach, jednak obsadzany jest dziś raczej w niewielkich epizodach. W 2016 roku, po latach nieobecności na deskach teatru, zagrał w wystawianej w Teatrze Syrena sztuce "Dogville". Choć recenzenci docenili występ, jego powrót na scenę wywołał niemałe kontrowersje.
Decydenci od kultury wciąż żywią do mnie zrozumiałą niechęć. Żyję więc z piętnem mordercy, choć nikogo nie zabiłem. W dodatku przez ostatnie pół wieku uczciwie i pracowicie naprawiałem swoje błędy - podsumował Nasierowski.
Aktor kilka lat temu założył kanał na YouTubie, gdzie opowiada o swojej kryminalnej przeszłości, a także komentuje bieżącą sytuację polityczną. W 2017 roku przyznał, że żyje w biedzie, kątem u przyrodniego brata. Słynne niegdyś mieszkanie na Nowym Świecie stracił.
Przekazałem znajomemu, by wziął pod nie pożyczkę. Interes się nie powiódł, a ja zostałem na lodzie. Mieszkam u przyrodniego brata. Nie jest łatwo, ale cóż, znoszę to. Niemal nie zarabiam, żyję z najniższej emerytury, to jest około 900 zł. Z rzadka grywam w Teatrze Syrena - relacjonował.
Mieczysław Gajda po zakończeniu odsiadki wrócił do aktorstwa i skupił się na pracy w dubbingu. Zmarł w 2017 roku. Źródła: weekend.gazeta.pl, WP Książki, viva.pl, plejada.pl.