Wstrząsająca historia Lucy Studey i jej rodziny pojawiła się w amerykańskim wydaniu magazynu "Newsweek". W rozmowie z dziennikarzami mieszkanka stanu Nebraska w USA opowiedziała o koszmarze dzieciństwa i zbrodniach, których miał dopuścić się jej ojciec.
Rozmowa z "Newsweekiem" nie jest pierwszą, gdzie Lucy Studey próbowała wyjawić prawdę na temat ojca. O jego zbrodniach przed laty opowiadała nauczycielom, duchownym i organom ścigania, ale nikt nie chciał jej uwierzyć.
Nauczyciel powiedział mi, że sprawy rodzinne powinny być rozwiązywane w gronie rodzinnym, a policjanci mówili, że nie mogą ufać pamięci dziecka. Byłam wtedy tylko dzieckiem, ale pamiętam wszystko - powiedziała "Newsweekowi".
Historię Lucy podważa także jej siostra, która twierdzi, że zarzuty wobec ich ojca są nieprawdziwe.
Jestem dwa lata starsza od Lucy. Wiedziałabym, gdyby mój tata był seryjnym mordercą. Nie był i chcę, aby imię mojego ojca zostało przywrócone. Był surowy, ale był rodzicem opiekuńczym, który kochał swoje dzieci. Surowi ojcowie nie zmieniają się po prostu w seryjnych morderców - powiedziała "Newsweekowi" Susan Studey.
Donald Dean Studey zmarł w 2013 roku. Jego córka wciąż jednak dąży do tego, aby udowodnić, że mężczyzna w ciągu trzech dekad zamordował od 50 do 70 kobiet. Większość z nich była prostytutkami w wieku od 20 do 30 lat, które zwabiał na swoją farmę. Jak trofea miał zachowywać dla siebie ich zęby.
Co więcej, według zeznań Lucy Studey, ojciec rzekomo zmuszał ją i jej rodzeństwo do transportu ciał ofiar. Mieli oni używać do tego taczki, a w zimniejszych okresach sanek. Zawsze przenosili je do studni, w której Donald Dean Studey stworzył prowizoryczny masowy grób. Właśnie to miejsce zostało wskazane policji przez Lucy. Teren, na którym znajdował się ich dom, ma zostać przebadany specjalnym sonarem, następnie przekopany w poszukiwaniu ludzkich szczątków, które na koniec zostaną poddane testom DNA. Do lokalnych i stanowych śledczych dołączyło FBI.