Kilka dni temu pisaliśmy o rozprawie sądowej Kamila Durczoka, ws. którego toczy się postępowanie karne. Dziennikarz miał podrobić podpis żony w celu wyłudzenia kredytu opiewającego na 2 035 729,30 franków szwajcarskich. Choć mężczyzna przyznał się do winy, wyrok jeszcze nie zapadł. To jednak nie koniec problemów, jakie zawisły nad głową byłego szefa "Faktów" TVN-u.
Kamil Durczok został oskarżony o mobbing, co wpłynęło na jego dalszą karierę. W 2016 roku - po głośnej aferze - stracił pracę w TVN-ie. Dziennikarz założył własny portal internetowy Silesion.pl, w którym pracę otrzymało wiele osób. Z początkiem lutego stracił ją niejaki Roberta Bryniaka, który niedawno zmarł w wieku zaledwie 25 lat. Młody mężczyzna chorował na nowotwór i ponoć doczekał się marnego wynagrodzenia.
Robert przeszedł pomyślnie rekrutację i został przyjęty do pracy u pana Kamila Durczoka. Rozpoczął ją 16 listopada 2018 roku. Był szczęśliwy i niesamowicie zaangażował się w swoje obowiązki. Kamil Durczok był dla niego wielkim autorytetem (...) Wykonywał tę pracę bardzo solidnie. Mój syn nie mógł się doprosić o swoje ciężko zarobione pieniądze. Robert pracował w Silesion.pl przez trzy miesiące i otrzymał jedynie 400 zł wynagrodzenia. To były pieniądze za listopad. Kamila Durczoka coraz częściej nie było w firmie, ludzie zaczynali się zwalniać, bo - podobnie jak mój syn - nie dostawali wynagrodzeń. W sprawie pieniędzy pracownicy z kadr odsyłali jeden do drugiego, a Kamila nie było. Ostatecznie, 22 lutego 2019 roku, mój syn zrezygnował z pracy. Został bardzo skrzywdzony — mówi w rozmowie z "Faktem" mama Pana Roberta, pani Małgorzata.
"Fakt" skontaktował się z Kamilem Durczokiem w tej sprawie. Otrzymał odpowiedź od jego pełnomocnika, mecenasa Łukasza Isenki.
Osobiście przeszedłem długą i ciężką chorobę nowotworową. Przez wiele miesięcy zmagałem się z wyjątkowo złośliwą odmianą raka. Przypisywanie mi złych intencji bądź braku współczucia uważam za wyraz żalu, całkowicie zrozumiałego wobec tragedii, jaka dotknęła rodziców Zmarłego. Jednocześnie zapewniam, że w tak trudnej, bankrutującej sytuacji firmy, nie byłem w stanie zrobić nic więcej. Wielokrotnie oferowałem choremu pomoc w indywidualnym leczeniu, ale p. Bryniak konsekwentnie odmawiał takiej pomocy, domagając się wyłącznie pieniędzy. Rodzinie i bliskim składam wyrazy współczucia, mając świadomość, że w tej sytuacji, blisko dwa lata temu, zrobiłem co w mojej mocy. RIP - czytamy.
My również próbowaliśmy skontaktować się z byłym prezenterem "Faktów", jednak do czasu opublikowania artykułu nie otrzymaliśmy komentarza w tej sprawie.