Zeszłotygodniowy szturm na Kapitol wstrząsnął opinią publiczną. Zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się do siedziby amerykańskiego parlamentu i przerwali głosowanie, w którym kongresmeni mieli potwierdzić wygraną Joe Bidena w listopadowych wyborach. Aktualny prezydent nie zgadza się z decyzją polityków (również tych ze swojego ugrupowania) oraz większości obywateli i zapowiedział, że nie zamierza uczestniczyć w uroczystości zaprzysiężenia swojego następcy na głowę państwa. Inne plany ma z kolei jego córka, Ivanka. Donald dał już ponoć wyraz swojego niezadowolenia.
Już 20 stycznia Joe Biden zostanie zaprzysiężony na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Polityk Partii Demokratycznej otrzymał 306 głów elektorskich (Trump 232). Na ceremonii zabraknie jednak Donalda Trumpa, który uważa, że wybory zostały sfałszowane.
Chociaż całkowicie nie zgadzam się z wynikiem wyborów, a fakty są po mojej stronie, to jednak 20 stycznia nastąpi [w Białym Domu - red.] przewidywana zmiana. (...) Oznacza to koniec najwspanialszej pierwszej kadencji w historii prezydentury - podała stacja CNN 7 stycznia.
Na przekazanie władzy będzie jednak patrzeć ponoć Ivanka Trump. Jak podaje "Daily Mail", córka niechętnie ustępującego prezydenta uważa, że tego nakazuje tradycja oraz kultura. Kobieta ponadto ma nadzieję, że takim zachowaniem wkupi się w łaski Republikanów, którym w zeszłym tygodniu podpadł jej ojciec.
Powiedziała ojcu, że musi chronić swoje polityczne aspiracje. Nie ma zamiaru brudzić swoich rąk podczas kolejnej kampanii prezydenckiej 2024, w której Donald Trump chce uczestniczyć. Zostawia ją dla ojca i Donalda Jr - donosi informator tabloidu.
Mimo dobrych chęci, Donald jest ponoć wściekły na córkę, którą miał oskarżyć o zniewagę. Uważa, że jeśli Ivanka pojawi się na zaprzysiężeniu Bidena, zachwieje rodzinnym stosunkami. Warto dodać, że biznesmen ma w planach wyprowadzić się z Białego Domu przed 20 stycznia i wylecieć do swojej posiadłości na Florydzie.