W 2018 roku świat obiegły informacje o tym, że księżna Mette-Marit jest śmiertelnie chora. Lekarze przez długi czas nie potrafili postawić jednoznacznej diagnozy. Ostatecznie okazało się, że żona norweskiego następcy tronu Haanona Magnusa cierpi na samoistne włóknienie płuc. Rokowania w przypadku osób zmagających się z tą chorobą wynoszą od 3 do 5 lat. Księżna jednak stawia czoło przeciwnościom losu i wciąż aktywnie spełnia swoje książęce obowiązki. Na swoim instagramowym profilu, który obserwuje już ponad 300 tysięcy internautów, chętnie pokazuje zdjęcia ze swoim ukochanym mężem, a także chwali się sportowymi aktywnościami.
Księżnej Mette-Marit nie był straszny koronawirus, dlatego długo nie wycofywała się z publicznych wystąpień, co doceniali jej poddani. Dopiero niedawno zdecydowała się zamknąć z rodziną w prywatnej posiadłości, lecz tuż przed Bożym Narodzeniem wróciła do ulubionych sportowych zajęć. Niestety, jeden z wypadów na stok skończył się wizytą w szpitalu.
Jak donosi "People", do wypadku doszło podczas wysiadania z narciarskiego wyciągu w miejscowości Uvdal w Norwegii. Narty żony Haanona Magnusa zaplątały się ze sprzętem jej córki, przez co księżna Mette-Marit upadła i złamała kość ogonową. 47-letnia księżna spędziła noc w szpitalu, jednak na szczęście wróciła do domu przed Bożym Narodzeniem, a święta mogła celebrować w gronie najbliższych. Biuro norweskiej rodziny królewskiej odmówiło komentarza w sprawie wypadku. Nie wiadomo także, jak przebiega rekonwalescencja księżnej.
Przypomnijmy, że księżna Mette-Marit jest zapaloną narciarką, co można zobaczyć między innymi na materiałach udostępnionych przez nią na Instagramie. Rok temu zamieściła w sieci filmik, na którym z gracją zjeżdża ze stoku. Niestety, tegoroczny pobyt w narciarskim kurorcie Uvdal skończył się bolesną kontuzją.
Księżnej Mette-Marit życzymy szybkiego powrotu do nart.