Demi Moore ma na koncie role w wielu kultowych produkcjach, w tym między innymi w "Uwierz w ducha" czy "Aniołkach Charliego". Okazuje się jednak, że samo życie gwiazdy również nadaje się na film, a nawet i na kilka. Gwałt, kokainowe imprezy w Brazylii, trzy nieudane małżeństwa, poronienie... Los nie oszczędził gwiazdy. Aktorka zdecydowała się opowiedzieć o kulisach życia w autobiografii "Intymnie". Tytuł nie jest przesadzony. Moore rzeczywiście podzieliła się najtrudniejszymi i najbardziej intymnymi przeżyciami. Dlaczego? Bo, jak sama pisze, nauczyła się do nich odnosić.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od dzieciństwa. To upłynęło Demi na częstych przeprowadzkach i słuchaniu kłótni rodziców, którzy nie stronili od alkoholu. Ich relacje były na tyle burzliwe i skomplikowane, że pod koniec życia (Moore przeżyła zarówno ojca, jak i matkę) nikt nie był pewien, czy rzeczywiście się rozwiedli. Jeszcze gdy była nastolatką, Moore doznała traumy, która odcisnęła piętno na reszcie jej życia. Została zgwałcona we własnym mieszkaniu przez znajomego matki. Ta, jak się później okazało, mogła nic być bez winy.
Wysiadając z samochodu, walczyłam z mdłościami. Gdy Ginny (matka gwiazdy - przyp. red) weszła do środka, zabierając parę pudełek, zostaliśmy na chwilę sami, a wtedy Val odwrócił się do mnie i powiedział: "Jak to jest, kiedy matka robi z ciebie ku*wę za pięćset dolarów?”. Gapiłam się na niego pustym wzrokiem.
Mimo że Demi Moore wyprowadziła się od matki, gdy miała zaledwie 16 lat, ta jeszcze długo utrudniała jej życie. Kiedy na świecie pojawiły się dzieci gwiazdy, Virginia Guynes sprzedawała prasie prywatne zdjęcie rodziny, co popchnęło Moore do urwania kontaktów z rodzicielką na osiem lat. Relację odnowiły dopiero w 1998 roku. Kilka miesięcy później matka aktorki zmarła na raka.
Nie rozpłakałam się, nie płakałam nawet wtedy, gdy weszłam do małej łazienki przy jej pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Ogarnęła mnie całkowita jasność myśli i znieruchomiałam. Moje emocje wobec Ginny - gniew, ból, poczucie krzywdy - należały odtąd wyłącznie do mnie. Zniknęło naczynie, które było ich źródłem. Własne problemy - a Bóg wie, że miała ich mnóstwo - matka zabrała ze sobą. Poczułam się wyzwolona.
Dorastając z mamą alkoholiczką, nastoletnia Demi szybko zaczęła pijać napoje wyskokowe. Jeszcze jako nastolatka spędzała z nią wieczory w kalifornijskich barach. Wraz z wejściem do świata show-biznesu Moore poznała narkotyki. Jak sama wspomina, na planie pierwszego filmu "Blame It on Rio" kokaina niemal "wypaliła jej nozdrza". Początkująca wówczas aktorka szybko uzależniła się od używek, co mogło przekreślić jej karierę. Z pomocą przyszli producenci filmu "Ognie świętego Elma", którzy wysłali ją na ekspresową terapię.
Zawsze będę go wspominać jako film, który zmienił moje życie. Gdybym nie poszła na odwyk, by w nim wystąpić, mogłabym już nie żyć.
Demi długo udało się wytrzymać w trzeźwości. Miejsce uzależnienia zajął jednak kolejny problem - obsesyjna praca nad szczupłą sylwetką. Kompleksy odezwały się w niej podczas przesłuchań do komedii romantycznej "Ta ostatnia noc".
Kiedy pojechałam spotkać się z nim w jego biurze w LA, spełnił się mój najgorszy koszmar. Ed usiadł i powiedział: "Naprawdę chciałbym cię widzieć w tym filmie, ale musisz obiecać, że schudniesz". Nie zapomnę tego do końca życia. Poczułam mdłości, żołądek ścisnął mi się z przerażenia, ogarnęła mnie panika. Tak rozpoczęła się moja walka o kontrolę nad własnym ciałem, podczas której uzależniałam własną wartość od swojej wagi, rozmiaru ubrania i wyglądu.
Walka trwała wiele lat. Gwiazda narzuciła sobie nie tylko drakońską dietę, lecz także wyczerpujące treningi. To doprowadziło do tego, że jej ciąże były zagrożone.
Swego czasu głośno było zarówno o samym małżeństwie Demi Moore z Ashtonem Kutcherem, jak i o jego rozpadzie. Parę dzieliło 15 lat. Moore była już doświadczoną przez życie kobietą i aktorką z sukcesami na koncie, a Kutcher dopiero stawiał pierwsze kroki w Hollywood. To nie przeszkodziło im jednak w zakochaniu się w sobie. Scementowaniem ich uczucia miała być córka, Chaplin Ray. Niestety Moore poroniła.
Krótko przed końcem szóstego miesiąca ciąży, tuż przed tym, nim zaczęliśmy ją ogłaszać wszem i wobec, poszliśmy do lekarza. Jak zawsze wykonał USG, ale tym razem nie wykrył bicia serca. Zamiast znajomego „łupłup, łupłup” małego serduszka Chaplin usłyszałam śmiertelną ciszę - i dostrzegłam wyraz twarzy lekarza.
Kolejne próby zajścia w ciążę kończyły się niepowodzeniami.
Małżeństwo gwiazd trwało osiem lat i nie należało do łatwych. Mimo że Demi kilkukrotnie podkreśliła w autobiografii, że Ashton był dobrym kochankiem, to niestety miał problem z monogamią. Zanim zaczął zdradzać swoją żonę, wcześniej przekonał ją do seksu w trójkącie.
Kiedy więc powiedział mi o swojej fantazji, żeby zaprosić do łóżka trzecią osobę, nie powiedziałam "nie". Chciałam mu pokazać, że jestem świetna i może przy mnie liczyć na zabawę.
To doprowadziło do otwarcia związku, a finalnie jego zakończenia. W międzyczasie od Demi odwróciły się trzy córki, a ona sama wróciła do używek. Momentem przełomowym była hospitalizacja po jednej z hucznych imprez. Od tego wspomnienia Moore zaczyna, a kilkaset stron dalej kończy swoją opowieść. O tym, co wydarzyło się pomiędzy oraz później, można przeczytać w książce "Intymnie". Autobiografia Demi Moore trafi do polskich księgarni 30 września.