Monika Kuszyńska 12 lat temu w wyniku złamania kręgosłupa podczas wypadku samochodowego trafiła na wózek inwalidzki. Samochód, który prowadził Robert Janson, w drodze koło Milicza zjechał na lewy pas i uderzył w drzewo.
Teraz wokalistka zagrała koncert w tej miejscowości.
- Milicz, Milicz... Od kilku dni słyszę pytanie, czy w jakiś specjalny sposób będę przeżywać przyjazd tutaj. Jakby nie patrzeć jest to miejsce wyjątkowe. Myślałam, aż do dzisiaj, że nie zrobi to na mnie większego wrażenia - mówiła Monika Kuszyńska w rozmowie z "Faktem".
Okazuje się, że sytuacja ta bardzo poruszyła artystkę.
- Powiem szczerze, że gdy zbliżaliśmy się, to takie dziwne emocje się we mnie pojawiły i nie wiem, skąd się to bierze, ale trochę mnie to zaskoczyło. Jednak tych niemal dwanaście lat temu skończyło się tutaj moje pierwsze życie... ale zaczęło się drugie. Bardziej tak chcę to pamiętać. Jak się okazuje, po tych latach i z tej perspektywy mogę powiedzieć, że pomimo trudów i długiego czasu dochodzenia do siebie, to drugie życie jest niesamowite i piękne - dodała Monika Kuszyńska.
Swoimi spostrzeżeniami podzielił się na Facebooku także mąż artystki, Kuba Raczyński. Post został usunięty już z jego profilu, jednak w internecie nic nie ginie.
- Brawa, jakie rozległy się po tych słowach, były tak wielkie, że ja próbowałem łapać powietrze przez dłuższy czas. Naprawdę szczerze się wzruszyłem. Nie sposób opisać emocji, jakie towarzyszyły temu koncertowi - napisał Kuba Raczyński.
W grudniu 2017 roku pojawiła się szansa dla Moniki Kuszyńskiej na to, by mogła chodzić. Piosenkarce udało się wówczas stanąć na nogi. Przeszła nawet kilka kroków. Wszystko za prawa specjalnego egzoszkieletu, czyli swego rodzaju pancerza, który pomaga się poruszać.
MM