"Wyspa przetrwania" to 16 osób w różnym wieku i z niemal całej Polski. Walczą o 150 tysięcy złotych. Przedsmak tego, co ich czeka, mieli już na początku: do wyspy należało bowiem dopłynąć - wpław lub na tratwie. Pierwsza była Karolina, potem Grzegorz, co potem okazało się brzemienne w skutki.
Warunki od początku były ekstremalne. "Rozbitkowie" mieli jedynie odrobinę ryżu i wodę. Musieli zbudować szałas i skrzesać ogień. Udało im się tylko to pierwsze. Mimo to humory dopisywały.
Choć nie rozpaliliśmy ogniska to jesteśmy przeszczęśliwi - powiedziała Ewa.
Na śniadanie zjedli kraby. Na surowo.
Potem spotkali się z Damianem Michałowskim, ich jedynym łącznikiem ze światem zewnętrznym. Damian poinformował wszystkich, że Karolina i Grzegorz, którzy dopłynęli do wyspy jako pierwsi, zostają kapitanami dwóch plemion: żółtego i niebieskiego. Karolina została kapitanem plemienia żółtego "Mataka", a Grzegorz kapitanem plemienia czerwonego "Jakawi". Dobrali sobie po 4 mężczyzn i 4 kobiety do swoich plemion i tym sposobem ich skład został ostatecznie ustalony.
Pierwsze "plemienne" zadanie polegało na ułożeniu obrazu z płócien. To zadanie wygrali żółci i w nagrodę dostali 2 kilo ryżu. Dodatkowym bonusem była możliwość przeprowadzenia się do nowego obozu, z czego skwapliwie skorzystali.
Wspólnym głosem plemienia zadecydowaliśmy, że zmieniamy miejsce zamieszkania. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana - mówiła Karolina.
Nowe miejsce okazało się lepsze. Mataka zbudowali nowy obóz, a Paweł rozpalił ogień.
Dwie minuty to trwało i mamy ogień, mamy życie - cieszyli się.
Gotowany ryż podany na liściu smakował im wybornie. Tymczasem Jakawi wciąż nie mieli ognia i nie byli w stanie go wykrzesać.
Jest coraz ciężej, bo głód doskwiera coraz mocniej - narzekali.
Makata mieli natomiast okazję spróbować węża wodnego, którego upolował Paweł. Mając ogień, mogli go upiec, co oczywiście zrobili.
Wąż był lekkim rozczarowaniem, myślałam, że będzie smakował jak kurczak - oceniła Ania.
Kolejne zadanie polegało na dopłynięciu do znajdującej się 70m od brzegu klatki i wyciągnięciu na brzeg ważącego 150 kilo wazonu. Drużyna, która zwycięży, miała dostać totem - najważniejszy przedmiot na wyspie.
Przy zadaniu członkom plemienia Jakawi puściły nerwy, dochodziło do słownych przepychanek między kapitanem Grzegorzem i Ewą. Zawiodła synchronizacja ruchów. Makata natomiast wzorowo wykonali swoje zadanie i wygrali po raz kolejny. Totem był ich.
W plemieniu Jakawi nastroje były fatale. Ani ognia, ani totemu, kłótnie, a do tego wiedzieli, że podczas wieczornej rady plemienia będą musieli wybrać spośród siebie kogoś, kto odpadnie.
Ewa, zamiast dyskutować o wieczornej radzie, zignorowała członków plemienia i postanowiła się poopalać,
Zaczęłam ich lekceważyć, jak oni mnie - powiedziała do kamery.
Na wieczornej radzie plemienia Jakawi był czas, żeby wylać wzajemne żale.
Mnie już się odechciwa udowadniania czegoś. Czuję się lekceważona, Grzegorz nie słucha tego, co mówię i spycha mnie na margines - skarżyła się Ewa.
Miała kapitanowi za złe, że uznał ją winną porażki plemienia.
Powiedziałem, co miałem powiedzieć. Zobaczyłem potem łezki, że jest jej przykro, chciałem przeprosić, ale nie przyjęła tego - tłumaczył Grzegorz. - Mając dwie córki nazywam wszystko to, co Ewa tu przedstawiła, babskimi fochami - dodał.
Ewa tylko uśmiechnęła się gorzko, kiedy to usłyszała. Kiedy jednak przyszło do głosowania, większość plemienia zadecydowała, że to właśnie ona powinna opuścić wyspę.
Szanuję waszą decyzję i życzę wam jak najlepiej. Żebyście w końcu zaczęli wygrywać - powiedziała na koniec.
JZ