Marcin Prokop to jeden z najpopularniejszych dziennikarzy, który od wielu lat związany jest ze stacją TVN. To właśnie tam przez kilkanaście edycji prowadził program "Mam talent!", a teraz będzie jego jurorem. Nie sposób zapomnieć jego duetu z Szymonem Hołownią, który po 12. edycji show postanowił odejść i zająć się polityką. Dziennikarz opowiedział, jaką mają teraz relację.
Prezenter postanowił porozmawiać z portalem Plejada i to właśnie tam odniósł się do tego, jak obecnie wygląda jego relacja z marszałkiem Sejmu, który przez lata występował u jego boku na planie popularnego show. Prokop wyznał, że Hołownia nie zmienił się jeśli chodzi o relacje towarzyskie. Nie mogą oni jednak spotykać się tak, jak robili to wcześniej.
Nie możemy już pójść do knajpy, posiedzieć wieczorem przy winku i poplotkować, jak robiliśmy wcześniej. Wchodząc ostatnio do gabinetu Szymona, musiałem schować telefon do specjalnego pudełka, zwanego "szumidłem", w którym zagłuszane są różne sygnały i które zapobiega nagrywaniu rozmów
- opowiadał dziennikarz. Zwrócił także uwagę na fakt, że w gabinecie marszałka Sejmu cały czas pojawiały się osoby, które doskonale kojarzy z pierwszych stron gazet. Hołownia cały czas dostawał dokumenty do podpisu, a niektórzy prosili o rozmowę. Prokop siedział z sejmowym ciastkiem w gabinecie i wyznał, że czuł się wtedy tak, jakby "oglądał telewizję". Prezenter wyznał także, że poznali się, gdy był redaktorem naczelnym "Machiny". Zaprosił do współpracy dziennikarza, który wyszedł z zakonu. Zlecił mu napisanie tekstu o sekstelefonach, a ten doskonale wywiązał się z tego zadania.
Prowadzący "Dzień dobry TVN" postanowił także wypowiedzieć się na temat pracy Hołowni, który od listopada 2023 roku jest marszałkiem Sejmu. Prokop opisał całokształt dwoma słowami - "klasa i kompetencja". Podkreślił, że ceni polityka za coś innego niż większość osób, które uwielbiają marszałka za celne riposty i puenty, które kieruje w stronę polityków. Uznał, że to nie są godni przeciwnicy dla byłego dziennikarza, a większość to "ludzie o pośledniej inteligencji, niezbyt lotni, nadrabiający swoje braki ostentacyjną butą, hucpiarstwem i krzykactwem". Opisał, że widzi również inne aspekty pracy Hołowni.
Dużo bardziej imponuje mi jego umiejętność emocjonalnego wytrwania i zachowania zimnej krwi w okolicznościach, gdzie musi sobie radzić całkiem sam
- stwierdził Prokop. Sprecyzował, że na sali znajduje się wielu bardziej doświadczonych polityków, a także osób, które od dłuższego czasu prowokują i próbują go obrazić. Hołownia, choć jest w sejmie "świeżakiem", potrafi radzić sobie z takimi sytuacjami.
Dziennikarz wyznał, że chemię pomiędzy nimi zauważył ówczesny producent "Dzień dobry TVN", który zasugerował Edwardowi Miszczakowi, aby skorzystać z tego duetu. Na początku mieli poprowadzić autorski, satyryczny program. I choć nagrali pierwszy odcinek, stwierdzono, że to zbyt podobne do show Szymona Majewskiego. Później padła propozycja poprowadzenia "Mam talent".
Szyliśmy z głowy i obserwowaliśmy swoje reakcje. Przypominało to trochę improwizację dwóch jazzmanów, którzy potrafią odnaleźć się ze sobą na jednej scenie. Dość bezczelnie odrzucaliśmy wszystkie konwencje, w które próbowano nas wpasować
- opowiedział. Prokop otwarcie wyznał, że na początku producent chcieli tłumaczyć brytyjskie żarty, które prowadzący mieli czytać z promptera. Na początku było to kontrowersyjne zagranie, ale obaj stali przy swoim i dzięki temu, że pokochali ich widzowie, zostali zaakceptowani. W późniejszych sezonach nikt ich nawet nie pilnował. Prezenter czuł, że Hołownia dusi się w show-biznesie i prędzej czy później pójdzie inną drogą. Zapytano go także, czy marszałek Sejmu nie proponował mu kariery politycznej. - Szymon wie, że gardzę polityką i mechanizmami, którymi się ona rządzi (...) Nie wyobrażam sobie siebie jadącego, dajmy na to, na dożynki do Krasnegostawu i tańczącego na scenie z przedstawicielami lokalnej mleczarni, żeby zdobyć przychylność rolniczego elektoratu. To nie jest mój świat - stwierdził Prokop.