Magda Gessler tym razem w " Kuchennych rewolucjach " odwiedziła restaurację w Warszawie. Konkretniej Salon kulinarny, a więc knajpę, która powstała w prywatnym rodzinnym domu i została przerobiona z - dobrze, się domyślacie - pomieszczenia w którym niegdyś mieścił się salon.
Teoretycznie prowadzeniem lokalu miał zajmować się 28-letni Daniel, który chciał otworzyć własny biznes i tym samym uwolnić się do kurateli rodziców. Niestety, było tak tylko na papierze, bo pieczę nad wszystkim i tak trzymała jego nadopiekuńcza matka, Małgorzata. Zresztą otworzenie biznesu we własnym domu rodzinnym, to chyba nie jest najlepszy pomysł na uwolnienie się od opieki rodziców. Magda Gessler błyskawicznie wyczuła, kto tu tak naprawdę rządzi. Wyczuła także wieczne napięcie, które towarzyszyło Małgorzacie. A to objawiało się choćby w wystroju Saloniku. KOSZMARNYM - jak dosadnie określiła go Gessler.
W Salonie już na wejściu "straszyły" przytłaczające obrazy zamknięte w złotych ramach. Jak się okazało, były ty pamiątki rodzinne, a właścicielka nie mogła uwolnić się od wspomnień o tym, że kiedyś był tu jej własny salon.
Pani wprowadza atmosferę drętwego kija - oceniła Gessler - Ty się otoczyłaś swoimi pamiątkami, one są zrozumiałe dla ciebie i dla nikogo więcej. Chciałabyś, żeby inni pokochali to co ty, a tak się nie da - tłumaczyła jej.
Jak można się było tego spodziewać, właścicielka nie zareagowała dobrze na surową ocenę Magdy Gessler i popłynęły łzy.
Bardziej jednak niż wystrój, zatrważający był stosunek nadopiekuńczej matki do syna. Choć sytuacja nie do końca mu odpowiadała, miał zbyt mało motywacji, by coś w niej zmienić. Tutaj także wkroczyła Magda Gessler. Nie podobało jej się to, że Daniel chce prowadzić restaurację nie mając pojęcia o gotowaniu. Miała dla niego jedną radę: aby wyjechał gdzieś daleko nabrać doświadczenia zawodowego.
On już powinien żyć własnym życiem. To jest rodzaj słodkiego więzienia. Syn ma być wysłany na praktyki, żeby poczuł, co to jest praca - zarządziła Gessler.
Te zmiany przypadły do gustu także rzeczonemu synowi, choć nie obyło się bez odrobiny żalu.
Myślę, że potrzebowałem emocjonalnego przebudzenia. Mam żal, że za późno ktoś mi to powiedział - przyznał.
Okazało się jednak, że największy problem z wypuszczeniem syna z tej złotej klatki miała właśnie jego matka. Mimo że teoretycznie zgodziła się na jego wyjazd, do realnego zerwania pępowiny było jeszcze daleko.
Synku, od mamy i tak się nie uwolnisz do końca życia, przynajmniej mojego - obwieściła nadopiekuńcza matka i zapowiedziała, że do syna będzie dzwonić codziennie.
Magda Gessler wprowadziła widoczne zmiany we wnętrzu lokalu, usunęła przytłaczające dodatki, ale zachowała oryginalny styl właścicielki i postanowiła podkreślić jej słabość do przepychu. Od teraz lokal ma się nazywać z francuska: Abażur.
Gdy po 4 tygodniach ponownie zawitała do lokalu, okazało się, że syn właścicielki faktycznie wyjechał: aktualnie przebywał w Zurychu. Jedyne, co nie podobało się Gessler to zbyt wygórowane ceny potraw i "drętwość właścicielki", którą wciąż dało się wyczuć.
Czy ceny w lokalu zmniejszyły się? Tego nie wiemy, bo na fanpage'u restauracji nie widnieją ceny dań.
BP