• Link został skopiowany

"Kuchenne rewolucje": mocne otwarcie sezonu. "Jestem zawiedziony, wszyscy mnie ostrzegali"

Co prawda to już 11 sezon "Kuchennych rewolucji", a w gąszczu restauracji, które odwiedziła Magda Gessler, można by się pogubić. TVN przygotował jednak mocne wejście z okazji nowego wiosennego sezonu programu.

Kubańska restauracja La Cubanita, w której nie można zasmakować kubańskiego jedzenia - czyż takiego scenariusz anie powstydziłby się nawet najbardziej utalentowany scenarzysta? Prawdę mówiąc w tym lokalu w Sandomierzu nawet Ojciec Mateusz nie odnalazłby Kuby. Kelnerem był tu Kubańczyk, ale za serwowane dania odpowiadał kucharz, który szkolił się w Szkocji, a kelnerką była osoba, która pracowała wcześniej w restauracjach w Hiszpanii. W dodatku jako popisowe danie Magdzie Gessler zaproponowano... pizzę. Nie trzeba długo myśleć, by odkryć, że nic i nikt nie są tu na swoim miejscu. Gessler wkroczyła więc do akcji. Ale zła opinia, którą (nie bez powodu zresztą) wyrobiła sobie w ciągu 10 sezonów, wkroczyła niestety razem z nią. Restauratorka nie mogła liczyć na chęć współpracy ani wśród załogi, ani nawet wśród właścicieli, którzy przecież o pomoc ją poprosili. Zaczęło się więc ostro, bo od wyzwisk. Kucharz - nieświadomy tego, że Gessler pochwaliła przygotowane przez niego dania - od razu przeszedł do ataku.

Jeszcze nie zjadła, a już marudzi, co za wstrętne babsko - mówił w obecności kamer.

Znalazło się też miejsce na słowotwórstwo.

Będzie mnie jakaś baba "ogarndalać" (czy to po kubańsku?) - dodał.
X-news/ TVN

Nastawiona na "nie" od początku była też kelnerka, 25-letnia Jagoda (skądinąd bardzo atrakcyjna blondynka). Nie spodobał jej się pomysł Gessler, która poprosiła ją, by nauczyła się z przekonaniem opowiadać o serwowanych w restauracji potrawach.

Co sobie ta wariatka wymyśliła? - skarżyła się kucharzowi.

Jagoda nie wiedziała, czym są anchois, jak robi się carpaccio ("nie rób z nas idiotek, bo podstawowe rzeczy wiemy" - mówiła kucharzowi) i ostatecznie poległa na tłumaczeniu, z jakiego mięsa podaje się wątróbkę. Wiedzy w zakresie kuchni brakowało niestety całemu personelowi. Kelnerka to nie jedyna osoba, która dopatrywała się u Gessler odejścia od zmysłów. Jakby wczuwając jej tok myślenia, swoje dokładał właściciel, 50-letni Jerzy. Mimo że jeszcze do żadnej rewolucji nie doszło, on już żałował.

Jestem zawiedziony, wszyscy mnie ostrzegali, "po co tą wariatkę wziąłeś" - mówił o Gessler.
X-news/ TVN

Panujące w lokalu poplątanie z pomieszaniem i oskarżanie o "wariactwo", genialnie postanowiła wykorzystać restauratorka. Cosa de Locos - czyli "dom szaleńców" - tak właśnie będzie nazywać się restauracja po rewolucji. Zanim jednak do niej dojdzie, Gessler zamierzała zrobić porządki w zasadach panujących w lokalu. Pracownicy przyznali, że cały dzień w pracy muszą przeżyć "o wodzie", bo właściciele nie zapewniają im posiłków. Restauratorka namówiła więc Jerzego, by codziennie cała załoga zasiadała do wspólnego posiłku. Namówiła go też, by pracownicy otrzymywali 5% od obrotu. Przystał na warunki, choć z niechęcią, wymyślił jednak, że skoro będą nagrody, muszą też być i kary. Dlatego zarządził, że załoga będzie płacić za zniszczony sprzęt, jak choćby zbite naczynie. Gessler miała tylko jeden komentarz.

Absolutnie załoga za to nie płaci. Wszystko to, co powiedział pan właściciel jest nieważne, ważne jest to, co ja mówię - żeby było dobitniej, na podłogę z jej rąk poleciały talerze.
X-news/ TVN

Co więc zaproponowała Gessler? Jak mogliśmy się domyślić, sprowadziła do Sandomierza Kubę. W lokalu odtąd będzie można skosztować koktajlu z krewetek, sałatki z awokado podawanej na połówce ananasa i wreszcie popisowego dania: kurczaka z kiełbasą i z pieczonymi bananami, a do picia mohito. Kolacja udała się nad wyraz dobrze, a goście wyszli zadowoleni. Gessler zapowiedziała, że jej dzieło zostało zakończone.

Ja już czarować więcej nie będę, teraz wszystko w pana rękach - powiedziała właścicielowi.

Lokal się obronił także, gdy restauratorka zawitała do niego ponownie, niestety nie zobaczymy w nim już buńczucznej kelnerki Jagody ("gwiazda odpłynęła, ale to nie pierwszy raz" - wyjaśnił właściciel). W tak odmienionej restauracji Ojciec Mateusz nie tylko odnalazłby Kubę, ale nawet z chęcią by się tu stołował. Historia zatoczyła więc koło - lokal Casa de Locos "wystąpił" w jednym z odcinków serialu "Ojciec Mateusz", jak dowiadujemy się z fanpage'u.

Ceny w restauracji, jak na Sandomierz, nie są może niskie, ale biorąc pod uwagę oryginalność potraw, sądzimy, że są akuratne.

Koktajl z krewetek za 28 zł, sałatkę w połówce ananasa za 25 zł, czy gęstą zupę z fasolą i trzema gatunkami mięsa za 12 zł. Jednym z popisowych da jest kurczak na ryżu z chorizo i bananem podany w całości na patelni, zamówimy go za 48 zł - czytamy na Gazetawroclawska.pl.

My poczuliśmy Kubę.

Vic

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: