• Link został skopiowany

Załamanie, łzy, a potem zwycięstwo. Brutalny finał "Hell's Kitchen" [PODSUMOWANIE]

Monka Dąbrowska została zwyciężczynią 2. edycji programu "Hell's Kitchen"! Wygrała 100 tysięcy i pracę w "Atelier Amaro". To jednocześnie ogromna porażka ambitnego Piotra Ogińskiego, z którym zmierzyła się w finale.

Tuż przed podaniem werdyktu, Wojciech Modest Amaro przyznał, że decyzja była trudna, że musiał zważyć "co do milimetra, co do grama" kompetencje obojga uczestników. I o te gramy, milimetry, lepsza okazała się Monika.  W finale " Hell's Kitchen " puściły jej nerwy, po raz kolejny w tej edycji załamała się, ale i tak wygrała.

Chce mi się wyć, chce mi się płakać. Po prostu pękam! - mówiła przyszła triumfatorka drugiej edycji show.

Pocieszali ją zarówno Amaro, jak i jego zastępca, Piotr Ślusarz.

Jeżeli osoba, która k*rwa nie potrafi smażyć ryby, k*rwa wywal ją - mówił do niej ten drugi.

Pewny siebie Piotr w trakcie programu nie ukrywał, że przyjechał wyłącznie po zwycięstwo. Pokonała go delikatna, niepewna siebie i kompletnie nieodporna na stres Monika. Miała jednak jeden, niezaprzeczalny atut: świetnie gotowała, lepiej od rywala i to ona ostatecznie triumfowała w finale.

To nie jest łatwa decyzja, ponieważ osobę, którą wybieram, tak naprawdę wybieram do mojego "Atelier Amaro". Nikt nie jest bez wad. Macie swoje mocne i słabe strony. Wszystkie te rzeczy musiałem zważyć. Zwycięzcą zostaje... Monika! - podał werdykt Wojciech Modest Amaro.

<< ZDJĘCIA Z PIEKIELNEGO FINAŁU >>

Finałowe starcie było jak walka dwóch żywiołów: ognia i wody. Łagodna i podatna na wpływ Monika z jednej strony i piekielnie energiczny, pewny siebie, niekiedy wręcz arogancki Piotr. To jednak były cechy pomocnicze, mogące zdeterminować finalistów do bardziej zdecydowanej walki, lub wręcz przeciwnie, przyhamować go. Monice zdarzały się załamania.

Dla mnie ten finał, to, że tu ewentualnie mogę być, że ewentualnie mogłabym pracować dla szefa, to jest coś niepojętego, to by było totalne spełnienie marzeń. Tu chodzi o... przepraszam - łzy odebrały jej możność dalszej wypowiedzi. - Ja rzeczywiście uwierzyłam w siebie i w to, że rzeczywiście potrafię to zrobić.
To jest mega droga. To jest taka droga, gdzie dostajesz dwa razy kopa w d*pę, a raz wstajesz i mówisz: tego właśnie potrzebowałem! A zwycięstwo i ewentualna wygrana? Powiem szczerze, nie marzyłem o tym - mówił Piotr. Skądinąd wiedzieliśmy, że marzył o tym i bardzo konkretnie dążył do celu.

Do finału drugiej edycji stanęło dwoje najmocniejszych zawodników. Piotr wiele razy udowodnił, że zasługuje na pracę w najlepszych restauracjach. Okazał się urodzonym przywódcą, nie tracił zimnej krwi nawet w największym chaosie, a do tego po prostu świetnie gotował. Monika miała trudniej. Co prawda gotowała nie gorzej (a jak się okazało, może nawet lepiej), ale dodatkowo musiała pokonywać słabości charakteru, walczyła nie tylko z oporną materią programu, ale i z najtrudniejszym przeciwnikiem: z samą sobą. I z obu starć wyszła zwycięsko.

Druga edycja "Hell's Kitchen" nie miała już takiego ognia, jak pierwsza. Zupełnie, jakby temperatura w piekle nieco się ochłodziła. Nie znaczy to, że było łatwiej. Amaro zgromadził w "Piekielnej kuchni" świetnych kucharzy, może nawet lepszych, niż w pierwszej edycji. On jednak odpowiadał tam za wszystko, także za atmosferę. W pierwszej edycji, mówiąc wprost, Amaro był chodzącym terrorem, kucharze stawali przed nim na miękkich nogach, a ich napięcie wylewało się z ekranów i udzielało widzom.

W tej edycji szef jakby złagodniał, już nie był taki brutalny w stosunku do uczestników, bardziej starał się być ich mentorem. Potwierdziła to w rozmowie z Plotek.pl Halina Miszewska, jedna z uczestniczek, która odpadła w połowie programu. Szefem Amaro była absolutnie oczarowana.

Bardzo zależało mi na współpracy z szefem, gdyż uważam, że taki pracodawca to skarb w dzisiejszych czasach. Nie ukrywam, że marzeniem każdej osoby uczestniczącej w programie jest staż w restauracji szefa Amaro,  nie spodziewam się takiego wyróżnienia, ale przyznam szczerze, że jestem otwarta na propozycje - mówiła .

To chyba krok w dobrą stronę. Żeby program był widowiskowy, a kucharze dali z siebie wszystko, nie trzeba doprowadzać ich aż na skraj przepaści w celu sprawdzenia zdolności przetrwania. Owszem, nie było odcinka, w którym nie skonstruowano by warunków krytycznych, ale wyakcentowano najważniejszy składnik show: gotowanie. Decyzje Amaro była zawsze nieprzewidywalne i szef wciąż zachował możliwość decydowania absolutnie o wszystkim, ale jedno było pewne: dobre danie obroni się nawet wtedy, kiedy nie obroni się kucharz.

Monika Dąbrowska jest najlepszym przykładem. Wiele razy w tym programie załamywała się i wiele razy otrzymywała wsparcie, zarówno od innych kucharzy, jak i od samego Amaro. W pierwszej części nie miałaby tak łatwo. To oczywiście tylko spekulacje, bo Monika w finale udowodniła, że w chwili wielkiej próby potrafi przełamać swoje ograniczenia i pójść do przodu. Jednak pierwsza część zdawała się być bardziej gorąca.

Decyzja Amaro zaskoczyła? Tak. Pomińmy to, że w takiej sytuacji decyzja zawsze będzie zaskoczeniem. Prący do przodu i, wydawałoby się, żadną nie powstrzymany przeszkodą Piotr zdawał się być murowanym faworytem. Jego pewność siebie, niekiedy ocierająca się o arogancję, mogła irytować, ale żeby podołać morderczemu wyzwaniu, jakim jest praca w najlepszej restauracji w Polsce, trzeba mieć nie lada charakter. Monika? Cóż, dla niej znowu wyzwaniem będzie nie tylko podołanie obowiązkom, ale i przezwyciężenie własnych słabości.

Piotr Ogiński jest znany telewidzom i fanom kuchni. Prowadzi popularnego bloga "Kocham Gotować", którego śledzi niemal 300 tys. fanów, był też uczestnikiem show "Top Chef". Monka Dąbrowska ma 26 lat i pochodzi ze Szczytna. Od zawsze uwielbiała gotować, ale przez liczne tatuaże i kolczyki nie dostała się do szkoły gastronomicznej.

Jacek Zalewski

Więcej o: