Madox, czyli Marcin Majewski, po rozczarowaniu związanym z preselekcjami do Eurowizji organizowanymi przez TVP nie zamierza milczeć. W szczerej rozmowie z Norbertem Żyłą opowiada o braku szacunku w branży muzycznej oraz potrzebie transparentności. Jak dziecięce lęki zainspirowały artystę do stworzenia piosenki "Dance with the Devil"? Czy wierzy w eurowizyjne zwycięstwo Justyny Steczkowskiej?
"Dance with the Devil" jest inspirowany wspomnieniami z dzieciństwa, kiedy bliscy straszyli nas diabłem za "niegrzeczne zachowanie". Z dzisiejszej perspektywy mam wrażenie, że była to metoda wychowawcza, po którą sięgano zawsze, gdy robiliśmy coś nie tyle złego czy niegrzecznego, ile po prostu niewygodnego dla naszych bliskich. Dziś rodzice wręczają dzieciom tablet czy telefon - wtedy nas straszono diabłem...
Muzyka, a zwłaszcza teksty, które piszę, są dla mnie autoterapią. Jestem silnie związany emocjonalnie z tym, o czym śpiewam. W swojej twórczości poruszam tematy, które mnie głęboko dotykają. Opisuję je metaforycznie, ale jeśli ktoś zdecyduje się zagłębić w moje teksty, będzie doskonale wiedział, o czym śpiewam.
Raczej nie myślę o tym w kategoriach manifestu, gdy tworze nowe piosenki. Te rzeczy przychodzą naturalnie - płyną z potrzeby tworzenia, a nie z chęci bycia zauważonym. To, że moja twórczość może być odebrana jako manifest, to już zupełnie inna sprawa. Odnosząc się bezpośrednio do "Dance with the Devil", mam wrażenie, że ludzie często w postaci diabła znajdują sobie wygodną wymówkę - zamiast brać odpowiedzialność za własne czyny, łatwiej im zwalić winę na "złą postać". Tymczasem trzeba mieć odwagę przyznać, że nosi się w sobie zło i czasami krzywdzi się innych.
Niekoniecznie. Choć przyznam, że sam z nim trochę zatańczyłem, podpisując niemalże niewolnicze kontrakty płytowe z dużymi wytwórniami, zanim nie odnalazłem swojej, niezależnej ścieżki. To trudny rynek z brutalnymi zasadami, z którymi niewielu chce coś zrobić. To także branża, w której przez ostatnie kilkanaście lat zarobki praktycznie się nie zmieniły, choć sposób spieniężania sztuki bardzo się zmienił. Przykładowo: słynna platforma streamingowa w swoim własnym raporcie przyznała, że w 2024 roku zaledwie 0,6 proc.artystów zarobiło na niej powyżej sześć tysięcy dolarów rocznie. Czuję, że jedną z moich ról jako artysty jest mówienie o tym wprost i wspieranie rozwiązań, które mogą realnie wyrównywać szanse i przywracać elementarną sprawiedliwość w kulturze.
Dla mnie kwestia wzajemnego szacunku to podstawa relacji społecznych. Ghosting nie był, nie jest i nie będzie profesjonalnym podejściem. Nie sądzę, by mój wizerunek miał na to wpływ, choć faktem jest, że osobom z mniejszości jest trudniej - nie tylko w Polsce, ale wszędzie w branży rozrywkowej. Uprzedzenia wciąż istnieją. Co do samego precastingu - dawno o nim zapomniałem i nie wracam do tego tematu.
Moim zdaniem absolutnym minimum powinno być wysłanie maila z podziękowaniem za zgłoszenie i zwykłym: "Przykro nam, nie dostałeś się - próbuj ponownie za rok". Każdy, kto zgłasza utwór, włożył w niego czas, energię, serce. To dla wielu z nas kwestia być albo nie być. Jeśli nasze zaangażowanie w kulturę jest traktowane na zasadzie: "Po co to komu?", to naprawdę podcina skrzydła. Nie zapominajmy, że dla wielu twórców sztuka to coś więcej niż praca - to ich życie. Zwykłe "nie, dziękujemy" za czyjś czas i pracę naprawdę nic nie kosztuje, a może oszczędzić komuś tygodni zawieszenia w próżni. Natomiast warto też pochwalić TVP, bo słyszałem, że w końcu zainwestowano realne pieniądze w występ naszej reprezentantki na Eurowizji. Na to czekałem, więc oby tak dalej.
W jakimś stopniu - tak. Zbyt często godzę się na półprofesjonalne warunki, mimo że oczekuje się ode mnie za wiele. Czas, by oczekiwania zaczęły działać też w drugą stronę. Jeśli sami nie zaczniemy się cenić, nikt nie zrobi tego za nas.
Zauważyłem sporo lokalności i alternatywy - to moje osobiste spostrzeżenie. Nie wiem, czy coś mnie szczególnie zaskoczyło... Poza fantastycznym występem Justyny Steczkowskiej. Choć w zasadzie to też nie zaskoczenie - wszyscy znamy jej profesjonalizm i wiemy, że zawsze stawia sobie wysoko poprzeczkę.
Może to szalone, ale wsiadłem w pociąg pt. "Polska ma szansę wygrać Eurowizję". Wierzę w dobry wynik - to pewne. Jednak niezależnie od rezultatu, jestem dumny, że to właśnie Justyna nas reprezentuje. Po pierwszym tegorocznym półfinale, gdy oglądałem jej występ w nocy jeszcze raz, uroniłem kilka łez. Dla takich momentów naprawdę warto żyć.
W tym roku realnie interesuje mnie głównie Justyna Steczkowska. Kibicuję jej całym sercem i cieszę się, że właśnie teraz ma swój artystyczny peak. Moim zdaniem to także sygnał dla mediów, że warto inwestować uwagę w niezależnych artystów - tych, którzy niestety często nie przebijają się w klasycznych mediach. A poza Justyną podczas tegorocznej Eurowizji lubię Erikę z Finlandii, kibicuję także Louane z Francji. Francję wspieram praktycznie zawsze, jako że to państwo i jego kultura wychowały mnie w dzieciństwie, natomiast propozycja Eriki "Ich Komme" jest dzikie i bardzo wyzwalające.
Poniżej znajdziecie nową piosenkę Madoxa - "Dance with the Devil":