Aleksander Sikora prowadził mnóstwo formatów i wydarzeń realizowanych przez TVP. Jeszcze kilka miesięcy temu mogliśmy oglądać go u boku Małgorzaty Tomaszewskiej w "Pytaniu na śniadanie". Wskutek zmiany władzy wielu pracowników publicznego nadawcy straciło swoje wymarzone posady, z Sikorą nie było inaczej. W ostatnim wywiadzie wrócił do dawnych czasów.
Znany prezenter szybko zdobył rozgłos, odkąd został zatrudniony u publicznego nadawcy. Nic dziwnego - występował bardzo często w TVP2. Do jakich refleksji doszedł Sikora podczas pracy w stacji? - Ja sobie nie zdawałem z tego sprawy, po latach dopiero doszedłem do takiego wniosku, że to nie jest tak, że moja praca jest zupełnie bezkosztowa. Ja ponoszę konsekwencje tej pracy - wyznał w rozmowie z Party.pl.
To nie były łatwe lata, kiedy byłem wystawiony na tak zwanym piedestale, na świeczniku, ponieważ czułem się obserwowany z różnych stron. Ale też w cudzysłowie, wiedziałem, w co gram. (...) Wiedziałem, że ktoś mnie ogląda i ktoś mnie słucha i musiałem się liczyć z konsekwencjami, że byłem pewnie baczniej obserwowany niż osoba, która nie pracuje w mediach i nie ma statusu osoby publicznej
- dodał.
Temat wynagrodzeń dawnych prezenterów TVP wciąż cieszy się dużym zainteresowaniem. Wokół Sikory krążyły pogłoski, że zarabiał 60 tys. miesięcznie podczas pracy u publicznego nadawcy. Co na to sam zainteresowany? - Mam taką zasadę, której bardzo twardo się trzymam. Nie mówię o planach, jeśli ich nie zrealizuję. Nie odpowiadam na dwa pytania. Każde pytanie można mi zdać i nie mam z tym najmniejszego problemu. Wychodzę z takiej amerykańskiej szkoły dziennikarstwa, pomimo że nie jestem dziennikarzem. Raczej jestem prezenterem telewizyjnym, nie ma jeszcze studiów, które szkolą w tym kierunku. Ale wracając do tej amerykańskiej szkoły dziennikarstwa, nie ma pytania, którego nie wypada, nie można zadać, ale można na pytanie nie odpowiedzieć - oznajmił. Nie potwierdził w dalszej rozmowie tego, czy te spekulacje są jednak prawdą. Zdjęcia Sikory z czasów TVP znajdziecie w galerii.