Jerzy Stuhr w rozmowie z Angeliką Swobodą w magazynie Weekend.gazeta.pl odpowiedział na dwa pytania związane z wypadkiem, jaki spowodował niemalże rok temu. 17 października 2022 roku, będąc pod wpływem alkoholu, potrącił samochodem motocyklistę. Mężczyzna nie odniósł poważnych obrażeń, jednak niesmak po zachowaniu aktora pozostał. Czytając jego słowa w najnowszym wywiadzie, można odnieść wrażenie, że raczej bagatelizuje całą sytuację.
Zapytany o postępowanie w zgodzie z obowiązującymi przepisami, co deklarował w swojej najnowszej książce, Jerzy Stuhr odparł, że odwołał się od wyroku, zaś "wszystko mogło zostać spreparowane".
Odwołałem się od wyroku. Sędzia uznał, że nie uciekłem z miejsca zdarzenia, a obrażenia tego pana wymagały zwolnienia lekarskiego krótszego niż siedem dni. Widać więc, że wszystko mogło zostać spreparowane, być może jako element nagonki na mnie - stwierdził.
A potem dodał, że wypadek, jaki spowodował, to była "błahostka": "(...) okazało się, że wszystko to była jakaś kompletna błahostka. Nikomu nic poważnego się nie stało" - stwierdził.
Przypomnijmy, że wyrokiem Sądu Okręgowego w Krakowie sprzed trzech tygodni Jerzy Stuhr został ostatecznie uznany za winnego prowadzenia w stanie nietrzeźwości. Od decyzji sądu nie ma już ścieżki odwoławczej. Aktor miał zapłacić grzywnę w wysokości 12 tysięcy złotych oraz sześć tys. złotych na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Do wypadku doszło w godzinach wieczornych w Krakowie. Aktor miał 0,7 promila alkoholu w organizmie. Potrącił motocyklistę i nie zatrzymał się, tylko pojechał dalej. Twierdził, że nie zauważył kolizji. Zatrzymał się dopiero po interwencji samego poszkodowanego. Następnego dnia przepraszał za "najgorszą decyzję w swoim życiu o prowadzeniu samochodu". Policja szacuje, że 2023 rok będzie rekordowy, jeśli chodzi o liczbę zatrzymanych pijanych kierowców. Już w pierwszym kwartale roku zatrzymano o 15 proc. więcej osób pod wpływem, niż w zeszłym roku.