Szokująca prawda o Santosie. W tle problemy z higieną. "On się nie mył. Wiecznie kilo łupieżu"

Mija rok, odkąd Polski Związek Piłki Nożnej odprawił Fernando Santosa z naszej reprezentacji. Na jaw wyszły zaskakujące fakty o byłym selekcjonerze.

Przegląd Sportowy Onet z okazji mijającej rocznicy zwolnienia Santosa przygotował materiał pełen zaskakujących informacji. Z przeprowadzonych wywiadów jasno wynika, że były selekcjoner miał nie tylko problemy z komunikacją, ale również z... higieną osobistą. Współpraca z nim była wyjątkowo trudna, a rolę trenera ograniczał jedynie do podania składu. To jednak nie wszystko. 

Zobacz wideo Kołtoń: Probierz w przeciwieństwie do Santosa wpuścił do kadry świeżą krew

Mocne zarzuty w kierunku Fernando Santosa. "Jak kogoś takiego można traktować poważnie"? 

Okazuje się, że wiele osób miało problem z higieną osobistą Santosa. "Co pozostawił po sobie Santos? Dużo śliny na wykładzinie. Pluł, gdzie popadnie. Nie zważał na żadne okoliczności. Chciał pluć, to pluł. Czy to przy piłkarzach, czy przy wysoko postawionych osobach w polskiej piłce" - mówiła jedna z przepytywanych osób. "Przecież on się nie mył. Dezodorantu nie używał. Na marynarce służbowej wiecznie kilo łupieżu. No, jak kogoś takiego można traktować poważnie?" - dodał inny rozmówca. Według osób pracujących z Santosem, były selekcjoner miał również problemy z agresją. "To był taki cham, że aż głowa mała. Pierwszy mecz, z Czechami w Pradze. Kadra jedzie na stadion, a Santos zaczyna wydzierać się na kierowcę. Nie wiadomo nawet dlaczego. J***e go, za przeproszeniem, z góry na dół" - czytamy. 

Fernando Santos nie chciał nawiązywać bliżej relacji z piłkarzami 

Jeden z rozmówców przyznał, że Santos nie do końca rozumiał, na czym polega rola trenera. "On wychodził z założenia, że (...) jest tylko od tego, żeby podać skład. Nie chciał i nie czuł takiej potrzeby, żeby zbudować więzi z zawodnikami czy z przedstawicielami PZPN-u. To był jego największy problem" - tłumaczył. Wiele osób zwróciło również uwagę na jego problemy z komunikacją. "Kazał sobie zmienić położenie biura na bardziej centralne. (...) i tak nikogo do siebie nie wpuszczał" - czytamy. Santos miał mieć również obsesję na punkcie tego, kto mógł przebywać podczas jego treningów. "Pozwolenie miał tylko on, Grzegorz Mielcarski, kolejny z asystentów Joao Costa i trener bramkarzy. Jak ktoś inny postawił nogę na boisku, z ust Santosa od razu ciekła piana" - zdradził informator. ZOBACZ TEŻ: Santos stracił posadę przez Lewego? Tak twierdzą hiszpańskie media. Piszą o "gniewie Roberta"

Więcej o: