TYTUŁ INFORMACJI PRASOWEJ
W programie "Duży wywiad Radia ZET" Borys Szyc szczegółowo opowiedział Marcinowi Prokopowi o swoim wypadku z córeczką. Niedziela, pełne słońce, warszawska Praga.
Mam zielone. Jadę sobie spokojnie na działkę z Sonią z tyłu. No i, po prostu, tylko się odwracam i widzę jak dostajemy w bok. I to w nią. Czuję, że jesteśmy na dwóch kołach. Manewruję jakoś. Próbuję na tych dwóch kołach coś zrobić, żeby jeszcze nie uderzyć w samochody, które stoją po bokach. No, ale czuję że się kładziemy. No i w tym momencie złapałem tylko jedną ręką kierownicę. Drugą ręką złapałem. Odwróciłem się do tyłu. Za brzuch. I tak przekoziołkowaliśmy, aż stanęliśmy znowu na nogi. Odpaliły wszystkie kurtyny, więc jej prawie w ogóle nie widziałem. To naprawdę są sekundy, ale (... ) to ja widzę w zwolnieniu. Jak jedziemy na dachu.
Jakiś przechodzień wyjął telefon i zaczął fotografować Szyca. Na szczęście zaopiekowali się nim mieszkańcy Pragi. Przy okazji wyszło na jaw, że Szyc to wrażliwy facet. Ma wyrzuty sumienia, że nie ma go przy małej, gdy np. jest chora.
Jakby ja jestem bezsilny nie mogę nic zrobić. Albo jestem w pracy, prawda. Trzeba sobie wtedy jakoś tam umotywować. Że (...) po to pracuję, żeby, na przykład, ten lekarz mógł najlepszy teraz przyjechać.