Justin Timberlake po 14 latach komentuje rozstanie z Britney. I TO JAK. Internet nie ma litości. "Przestań, do cholery!"

Britney Spears i Justin Timberlake byli ukochaną parą Ameryki, ale rozstali się w atmosferze skandalu w 2002 r. Wokalista napisał na ten temat kilka piosenek i udzielił sporo wywiadów. Minęło 14 lat, a on nie może przestać.

Gwiazdy szybko się zakochują i jeszcze szybciej rozstają. To norma. Niektóre ich związki wydają się jednak tak idealne, że nawet wiele lat po rozstaniu dziennikarze i fani zadręczają dawnych kochanków serią krępujących pytań. Większość w końcu traci cierpliwość i unika odpowiedzi albo z góry zaznacza, że nie życzy sobie poruszania niewygodnych tematów. Do tego grona gwiazd nie należy na pewno Justin Timberlake. Gwiazdor w latach 1999-2002 był w głośnym związku z Britney Spears, który zakończył się jeszcze głośniejszym rozstaniem.

Choć Justin wiele wycierpiał z winy (podobno) niewiernej ukochanej, to swój żal potrafił przekuć w spektakularny sukces. Nie bez powodu krótko po zakończeniu związku ze Spears zaczął solową karierę. Nagrał wtedy balladę "Cry Me a River", w której śpiewał o tym, jak został zdradzony przez ukochaną. "Niewierną" w teledysku zagrała kobieta łudząco podobna do Britney, a Justin nigdy nie ukrywał, że do stworzenia utworu i klipu zainspirowało go życie. Dziś po 14 latach wciąż wspomina tamte wydarzenia. Zapytany przez dziennikarza włoskiego "Vanity Fair" o to, czy to prawda, że artysta ma największą wenę w chwilach smutku, Timberlake odpowiedział:

To zależy. W przeszłości cierpienie pomagało mi komponować. Jak wszyscy wiedzą, "Cry Me a River" zostało napisane w przypływie bólu.

Tak Justin, WSZYSCY WIEDZĄ. Powtarzałeś do znudzenia setki razy, że jesteś nieszczęśliwy, zdradzony i załamany.

embed

Każdy pamięta Twoje wywiady po rozstaniu, w których niby nie chcąc mówić o Britney, mówiłeś wszystko. I kiedy Barbara Walters zapytała Cię o to, czy Britney zgodnie z deklaracją czekała z seksem do ślubu, ironicznie się zaśmiałeś. KLASA.

Wszystko jednak można byłoby Justinowi wybaczyć (w końcu rozstania nie są łatwe), gdyby nie to, że temat jego związku z Britney powraca jak bumerang w kolejnych wywiadach i utworach na przestrzeni ostatnich 14 lat. Co ciekawe - Justin zawsze nawiązuje do tematu przy okazji promocji swoich kolejnych płyt. Przypadek? Jasne.

embed

Nowa płyta, temat ten sam. W 2006 r. Justin wypuszcza singiel "What Goes Around...Comes Around" i znów śpiewa o tym, że jest zdradzany. Tym razem jednak (nie bez satysfakcji) podkreśla, że złe uczynki mszczą się na ludziach. Jego kochanka w teledysku ginie w wypadku, a Britney? Przeżywa w tym czasie załamanie nerwowe, co nie przeszkadza znów Justinowi wspominać ich związku w wywiadzie dla brytyjskiego "GQ". Zarzuca byłej partnerce brak wsparcia.

Myślę, że miała kilka okazji żeby mnie wesprzeć. Nie zrobiła tego.

Nie, to koniec. Justin nagrał przecież jeszcze jedną płytę w 2013 r. Wielki powrót po 7-letniej przerwie był sam w sobie wielkim wydarzeniem dla świata muzyki, ale piosenkarzowi to nie wystarczyło. Na jednym z koncertów promujących nowy krążek, wypowiedział dwuznaczne zdanie i to był ten moment, w którym definitywnie PRZESADZIŁ.

Czasami myślisz, że znalazłeś tą jedyną. Ale potem się okazuje, że to była szmata.
embed

Fani mieli dosyć. Nie tylko fani Britney, fani Justina również. Zresztą na jedno wychodzi. Fala krytyki, która przetoczyła się przez profile Timberlake'a w mediach społecznościowych, zmusiła go do złożenia wyjaśnień:

Nie chciałem nikogo obrazić. Wyluzujcie - napisał.

Teraz Justin znów podpadł internautom. Jego wywiad dla "Vanity Fair" to próba grania wciąż na tych samych emocjach, które - umówmy się - po 14 latach już opadły. Nic dziwnego, że internauci zalali Twitter falą memów, nie pozostawiając na wokaliście suchej nitki.

Biedna Britney, całe życie otoczona przez węże - napisał jeden z internautów, nawiązując do toksycznych znajomości piosenkarki z przeszłości.
Najpierw Taylor, teraz Justin - napisał ktoś inny.

Porównanie do Taylor Swift może Timberlake'a szczególnie zaboleć. W końcu piosenkarka zyskała opinię osoby, która karierę buduje na konfliktach z innymi ludźmi i robieniu z siebie ofiary. "Buzfeed" ostro komentuje sprawę:

Przyszedł czas, żeby ujawnić prawdziwą twarz Justina Timberlake'a: oportunisty. Niech w końcu przestanie używać nazwiska Britney Spears do robienia kariery, raz na zawsze!

Postawa Justina to dla nas spory szok. Chcielibyśmy zrozumieć, ale nie potrafimy: po co ktoś, kto ma już ugruntowaną pozycję na rynku muzycznym i oddane grono fanów, ucieka się wciąż do tych samych sztuczek? Dołączamy się więc do apelu redaktorów serwisu "Buzfeed":

Drogi Justinie Timberlake'u, przestań do cholery.
embed

WJ

Więcej o: