Ponury parking podziemny pod centrum handlowym. Pośród wielu aut volkswagen z wyjącym alarmem. W środku przerażone dziecko, matki nie widać. Nie wiadomo, jak długo jej nie było. Joanna Racewicz koło auta z uwięzionym maluchem spędziła kilka minut.
Był jak w puszce, jak w pułapce. Kto z odrobiną oleju w głowie zostawia tak dziecko? Jasne, ktoś powie, że przecież nie na słońcu, że na parkingu jest klimatyzacja. Otóż nie, ten chłopiec został uwięziony, nie był przypięty pasami. A gdyby w to auto uderzyło jakieś inne? - mówi Gazeta.pl Joanna Racewicz.
Matka wróciła zdenerwowana i nie miała ochoty tłumaczyć się dziennikarce.
Zwracam uwagę i słyszę, że jestem idiotka i żebym się pie*** - napisała Racewicz na Facebooku.
Wrzuciła też zdjęcie samochodu z widocznymi tablicami rejestracyjnymi.
Mam w nosie, co teraz powie o mnie pani mama. Nie wszyscy powinni mieć dzieci - skwitowała.
Sprawy tak nie zostawiła, bo o zdarzeniu opowie w telewizji śniadaniowej. Gościem programu będzie policjant. Dziennikarka jest przekonana, że postąpiła słusznie. Np. zbicie szyby, zdaniem policji, byłoby zasadne tylko w sytuacji zagrożenia życia. W przypadku mniej oczywistych sytuacji rozsądniej wezwać odpowiednie służby.