Na szczęście jeszcze nie wszystkim poprzewracało się w głowach i są ludzie oraz miejsca, gdzie ma nie znaczenia czy przyszła gwiazda czy przeciętna pani Krysia. Zasady są i nie wolno ich łamać. Tak było w przypadku Dody , a cała historia rozegrała się na lotnisku.
Nasza różowa królowa jak zwykle przybyła z "pełnym wyposażeniem" . Mnóstwo biżuterii, ogromny pas, efektowne kozaki - to wszystko może i jest dobre, ale na scenę. Na lotnisku staje się problemem. Dzisiejszy Fakt donosi, że kiedy Doda chciała przejść przez bramki, by dostać się do samolotu, musiała ściągnąć z siebie naprawdę sporo.
Doda jak zwykle była cała obwieszona błyskotkami więc wszyscy musieli uzbroić się w anielską cierpliwość. W końcu spotkanie biznesowe do czegoś zobowiązuje, prawda? Jak niby Doda miałaby na nie lecieć bez swoich atrybutów?
Na szczęście na ratunek przyszła wierna jak zawsze menadżerka Dody - Maja Sablewska - i pomagała piosenkarce ściągać kolejne elementy garderoby. Tak oto królowa kiczu została w skarpetkach i lekkich ciuszkach. Strażnicy przynajmniej mieli na co popatrzeć...