O kryzysie w związku Melanii i Donalda Trumpów mówiło się już od dawna. Podczas czteroletniej prezydentury polityka modelka wielokrotnie dawała pożywkę mediom, publicznie odrzucając czułości męża. Wszelkie gesty pomiędzy małżonkami były szeroko komentowane na całym świecie przez specjalistów od mowy ciała, którzy zgodnie twierdzili, że relacja głowy państwa i jego żony wisi na włosku. Bliscy współpracownicy Donalda i Melanii potwierdzają te plotki. Moment, w którym ogłoszono tegoroczne wyniki wyborów prezydenckich w USA i poinformowano o zwycięstwie Joe Bidena miał być dla pierwszej damy chwilą ulgi. Modelka wreszcie może oficjalnie rozstać się z partnerem.
Już cztery lata temu na łamach prasy pojawiały się doniesienia, jakoby Melania Trump zalała się łzami po tym, gdy dowiedziała się, że jej mąż został prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nie był to jednak płacz ze szczęścia. Modelka przeprowadziła się do Białego Domu dopiero po pięciu miesiącach od ogłoszenia wyników wyborów, tłumacząc swoją decyzję koniecznością opieki nad kończącym edukację synem. Doradczyni pierwszej damy Stephanie Wolkoff twierdzi, że małżeństwo Trumpów było "transakcyjne", bowiem Melania tak naprawdę wówczas negocjowała z mężem umowę, dzięki której Donald zapewni jej synowi zaplecze finansowe na przyszłość.
Była współpracowniczka Trumpa, Omarosa Manigault Newman, potwierdza hipotezę o podejrzewanym rozpadzie związku Melanii i Donalda. Tegoroczna przegrana w wyborach polityka jest szansą dla modelki na oficjalne zakończenie umownej relacji z mężem. Pierwsza dama ponoć nie może doczekać się rozwodu.
Melania odlicza każdą minutę do czasu, gdy on opuści urząd i będzie mogła się rozwieść - zdradza doradczyni prezydenta.
Myślicie, że już niedługo będziemy świadkami jednego z najbardziej medialnych rozstań?