Jocelyn Wildenstein zasłynęła w mediach pod pseudonimem Kobieta Kot. Celebrytka ma za sobą kilkanaście zabiegów, które według szacunków kosztowały ją cztery miliony dolarów. Oficjalnie nie przyznaje się jednak do poprawek urody. Twierdzi, że jej wygląd jest efektem szwajcarskiego pochodzenia. - Kiedy jesteśmy młodzi, jest pewna świeżość, którą tracimy z biegiem lat. Ale wciąż można znaleźć te same oczy, te same wysokie policzki lub ten sam nos. Myślę, że byłam ładniejsza - mówiła dla Daily Mail TV. A jak Kobieta Kot prezentowała się w przeszłości? Postanowiła uchylić rąbka tajemnicy.
Kobieta Kot jest aktywna w mediach społecznościowych. Celebrytka na bieżąco relacjonuje, co u niej słychać. Jej instagramowy profil śledzi ponad milion użytkowników. To właśnie na tej platformie Kobieta Kot złożyła życzenia swojej córce Dianie i pochwaliła się ich wspólną fotografią sprzed lat. Trzeba przyznać, że na opublikowanym kadrze celebrytka jest nie do poznania. W przeszłości Wildenstein zachwycała naturalnymi i bardzo delikatnymi rysami twarzy, po których nie ma już śladu. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że celebrytka jest ofiarą operacji plastycznych. Chcecie zobaczyć omawianą fotografię? Zajrzyjcie do galerii na górze strony.
Lata temu były mąż Kobiety Kot udzielił szczerego wywiadu. Wspomniał o operacjach, którym się poddawała. "Byliśmy małżeństwem od około roku, kiedy Jocelyne powiedziała mi, że mam poduszki pod oczami. Później wspólnie udaliśmy się na eye-lift. Dla Jocelyne to był jednak tylko początek. Zwariowała. Zawsze dowiadywałem się ostatni. Myślała, że może naprawić swoją twarz jak mebel. Skóra tak nie działa, ale ona nie słuchała. Od kiedy ją znam, ona zawsze leczyła się po jakimś zabiegu" - wyjawił były mąż Kobiety Kot. ZOBACZ TEŻ: Kobieta Kot przyłapana na ulicach Nowego Jorku. Znów wygląda zupełnie inaczej [ZDJĘCIA]