Więcej o kryminalnych sprawach sprzed lat przeczytasz w tekstach na stronie głównej Gazeta.pl.
Rankiem 2 lutego 1922 roku służący 50-letniego Williama Desmonda Taylora, Henry Peavey, wszedł do jego mieszkania w eleganckiej dzielnicy Westlake. Zamarł, gdy zobaczył pracodawcę martwego. Gdy powiadomił najbliższych reżysera o zbrodni, w domu zrobiło się tłoczno, i to jeszcze zanim na miejsce dotarła policja. Później okazało się, że niektóre osoby, które krzątały się między pokojami, mogły wcale nie być członkami rodziny czy znajomymi Taylora, a kimś w rodzaju "zacieraczy" dowodów.
William Desmond Taylor, a właściwie William Cunningham Deane-Tanner, pochodził z Irlandii. Jego ojciec, oficer brytyjskiej armii, zupełnie nie brał pod uwagę, że syn mógłby zajmować się sztuką. Narastająca złość ojca i frustracja młodego Williama prowadziły do ogromnych kłótni, w których żaden nie chciał odpuścić. Chłopak nie mógł znieść, że rodzic tak bardzo naciska i zupełnie nie bierze pod uwagę jego pragnień, dlatego wyprowadził się z domu i zdecydował działać na własną rękę. Żył z pracy w wędrownych teatrach. Ta droga doprowadziła go do dopiero co powstałego Hollywood. Zaczął grać w filmach, aż w końcu zmienił nazwisko na Taylor, by brzmiało bardziej amerykańsko. Potem zajął się także reżyserią. W sumie stworzył około 60 produkcji, w tym jedną z pierwszych ekranizacji przygód Tomka Sawyera.
W 1922 roku Taylor był już szanowanym reżyserem z ogromnymi sukcesami i milionami na koncie. To on odpowiadał za to, kto i gdzie zagra. Decydował o tym, jak potoczą się kariery początkujących aktorów i aktorek. Wśród jego ulubienic była Mabel Normand, z którą spotkał się 1 lutego po południu w swojej posiadłości. Rozmawiali o kolejnych wspólnych projektach. Gdy aktorka koło 20 pożegnała się z Williamem, nie mogła wiedzieć, że widzi go ostatni raz. Jak zeznała sąsiadka, pół godziny później usłyszała dochodzący z domu reżysera huk. Wyjrzała przez okno i zobaczyła, że drzwi otwierają się i wychodzi z niego niski, około 20-letni mężczyzna (trakcie śledztwa tłumaczyła, że mogła to być również kobieta przebrana za mężczyznę - wszystko przez drobną budowę ciała). Wychodząca z mieszkania osoba zauważyła, że jest obserwowana, uśmiechnęła się, a następnie wróciła do domu. Opuściła go dopiero kilkanaście minut później. Sąsiadce wydawało się więc, że wszystko jest w porządku, zapomniała o sprawie.
Rano w domu Williama pojawił się służący Henry Peavey, który odkrył zwłoki pracodawcy w salonie. Zadzwonił po policję, jednak - patrząc na kilkanaście innych osób, które kręciły się po wnętrzach apartamentu - wykonał także kilka innych telefonów. Panował chaos i wszystko wyglądało tak, jakby komuś zależało na zatarciu śladów. Był tam m.in. szef studia filmowego, dla którego kręcił Taylor. W kominku paliły się papiery, a w sypialni policjanci zauważyli przyjaciółkę Williama Mabel Normand, która nerwowo wertowała dokumenty. Był tam także mężczyzna przedstawiający się jako lekarz, który zaproponował, że przyjrzy się nieżyjącemu reżyserowi. Stwierdził, że Taylor zmarł najprawdopodobniej na skutek krwotoku żołądka. Trudno jednak uwierzyć, że miał o swoim fachu jakiekolwiek pojęcie, bo późniejsza sekcja zwłok wykazała, że reżyser został zastrzelony. Kula weszła za prawym obojczykiem, a dziura w marynarce nie odpowiadała tej w kamizelce. Oznaczało to, że w chwili oddania strzału reżyser trzymał ręce podniesione do góry.
Rozpoczęły się poszukiwania sprawcy. Podejrzewano Mabel Normand, ale też 30 lat młodszą od Taylora kochankę, aktorkę Mary Miles Minter. Ich znajomość była utrzymywana w wielkiej tajemnicy, która wyszła na jaw, gdy w sypialni Williama znaleziono jej szlafrok z inicjałami MMM. Para miała spotykać się przez trzy lata. Nie do końca podobało się to jej matce, która uważała, że Taylor jest dla córki za stary. Podobnie zresztą myślał on sam - korespondencja wymieniania z Mary jasno wskazywała, że czuje między nimi przepaść, nie odwzajemnia jej uczuć i nie chce wspólnej przyszłości.
Matka dziewczyny uważała, że córka powinna skupić się na samodzielnym rozwijaniu kariery, bo Taylor i tak jej w tym nie pomoże. Czy to ona zastrzeliła reżysera? Trudno uwierzyć, by miała aż takie wpływy i pieniądze, by błyskawicznie zatrzeć ślady po morderstwie i zaangażować w to dziesiątki osób.
Bardziej prawdopodobna wydaje się wersja dotycząca mafii, która "załatwiła" Taylora. Przyjaciółka twórcy, Mabel Normand, miała być uzależniona od narkotyków. Mężczyzna, chcąc jej pomóc w wyjściu na prostą, miał zdradzić policji nazwiska kilku dilerów. Nie chciał, by sprzedawali Mabel towar. Wykorzystywał swoje wpływy i zapewne nie spodziewał się, że donosy wyjdą na jaw. Być może to właśnie osoby z półświatka zdecydowały się go pozbyć i zaaranżowały zbrodnię. Są to jednak jedynie krążące wokół tego tematu spekulacje, bo - choć minęło sto lat od śmierci Williama Desmonda Taylora - mordercy nie znaleziono.
Komentarze (11)
Lata 20. Uśmiech, który uśpił czujność sąsiadki. Widziała zabójcę reżysera Williama Desmonda Taylora i nie zrobiła nic