Donald Trump słynie nie tylko z kontrowersyjnych i skandalicznych wypowiedzi, zwłaszcza na temat kobiet i uchodźców. Polityk znany jest także ze swojego charakterystycznego wizerunku - bujnej czupryny i cery, która ma nienaturalny, pomarańczowy odcień. Teorii na temat tego, dlaczego tak wygląda, było już wiele. Przypominamy najpopularniejsze z nich.
Sam Donald Trump wielokrotnie podkreślał, że jego pomarańczowa skóra to wynik złego świetlenia i "złych żarówek". Cóż, wiadomo, że światło gra sporą rolę w podkreślaniu urody, ale ten argument w tym przypadku jest nietrafiony, bo szyja, uszy, skóra pod oczami, a także dłonie polityka pomarańczowe już nie są. Podobnie jak twarze stojących obok niego osób.
Trump zaprzecza też, że miałby stosować samoopalacze. Jego makijażystki są jednak innego zdania. Wizażystka Kriss Blevens twierdzi, że Trump używa samoopalaczy, by się odmłodzić. - Ponieważ robiłam makijaż Trumpowi kilka razy, mogę powiedzieć, że czasami jego twarz wyglądała na bardziej opaloną niż reszta ciała, a to było przed makijażem - powiedziała cytowana przez portal Fast Company. Teorię o makijażu podtrzymuje też fotografka Emily Elsie. Amerykanka zauważyła, że Trump decyduje się na mocniejsze i jednocześnie coraz sztuczniejsze makijaże, kiedy się stresuje. - Kiedy Trump objął urząd w 2017 roku, jego skóra była znacznie mniej pomarańczowa, ale w miarę upływu kadencji nakładano na nią coraz więcej bronzera - powiedziała w rozmowie z metro.co.uk.
Z kolei eksperci od opalania natryskowego twierdzą, że polityk korzysta z tej właśnie metody. Dowód? Jaśniejsza skóra pod oczami. Wchodząc do kabiny natryskowej, trzeba zabezpieczyć oczy specjalnymi nakładkami.
Dr Harold Bornstein, który przez 35 lat był osobistym lekarzem Donalda Trumpa, w głośnym wywiadzie dla "New York Timesa" twierdził, że polityk zmaga się z trądzikiem różowatym. Później w "The Washington Post" ukazał się artykuł, że Trump, by ukryć tę chorobę skóry, używa korektora od szwajcarskiej marki Bronx Colours, a dokładnie kosmetyku o odcieniu oznaczonym jako "BHC06". Donoszono wówczas, że Trump życzy sobie, by w jego pokoju zawsze były przynajmniej dwie pełne tubki tego kosmetyku.
Przedmiotem dyskusji przez dług czas były też włosy polityka, które zazwyczaj są rude. Media donoszą, że polityk je regularnie farbuje. Rzekomo jednak nie wykazuje cierpliwości, kiedy siedzi na fortelu fryzjerskim. Ponieważ nie chce długo siedzieć z farbą na głowie, ta zmywana jest zbyt szybko - stąd różne odcienie rudości. "Gdyby Donald Trump okazywał więcej cierpliwości, to częściej miałby najbardziej pożądany przez siebie odcień fryzury - w tonacji ciemnego blondu. A za krótka sesja skutkuje tym, że kolor jest zbliżony do pomarańczowego" - twierdził fryzjer w rozmowie z Page Six.
Donald Trump od lat zapewnia, że jego włosy są prawdziwe i nie nosi ani peruki, ani tupeciku. "Jak wszyscy wiedzą, ale hejterzy i przegrani nie chcą tego przyznać, nie noszę peruki. Moje włosy mogą nie być idealne, ale są moje" - pisał w 2013 roku.
Potwierdził to też lekarz Trumpa. Dr Harold Bornstein we wspomnianym już wywiadzie dla "New York Times" wygadał się, że przepisał politykowi popularny lek na przerost prostaty. Jednym ze skutków ubocznych stosowania leku jest przyspieszony wzrost włosów. Po tym, jak wywiad się ukazał, Trump zerwał współpracę z lekarzem.
Nie mogłem uwierzyć, że ktoś robi wielką aferę z leku na porost włosów. Z pewnością nie było naruszeniem zaufania medycznego, że powiedziałem komuś o tym, że [Trump - red.] bierze lek na porost włosów. Co w tym złego?
- pytał później Bornstein.
Przypomnijmy, że Bornstein w 2015 roku napisał na potrzeby kampanii wyborczej Donalda Trumpa notatkę, że ten "będzie najzdrowszą osobą wybraną na urząd prezydenta". Później przyznał, że to słowa samego zainteresowanego. On na jego prośbę jedynie się pod nimi podpisał.