Trudno znaleźć w Polsce osobę, która nie kojarzyłaby głosu Miriam Aleksandrowicz lub nie słyszała jej nazwiska wymienianego pod koniec filmu z polską wersją językową. Aktorka głosowa i reżyserka dubbingu tę pasję odziedziczyła po mamie, Zofii Dybowskiej-Aleksandrowicz, która jest uznawana za jedną z twórczyń polskiej szkoły dubbingu. Niestety, w 1989 roku polska kinematografia straciła wybitną specjalistkę, a Miriam Aleksandrowicz - ukochane mamę i babcię. Zofia Dybowska-Aleksandrowicz i jej mama zostały zamordowane w swoim mieszkaniu na warszawskiej Starówce.
W 1989 roku 61-letnia wówczas Zofia Dybowska-Aleksandrowicz zajmowała z 89-letnią mamą mieszkanie znajdujące się przy ul. Szeroki Dunaj w Warszawie. Jak wspominają funkcjonariusze, w tamtym okresie właśnie w tej lokalizacji - w okolicach warszawskiej Starówki - dochodziło do wielu napadów rabunkowych na starsze osoby. Być może uważano, że mieszkańcy Starego Miasta dysponują ogromnym bogactwem? Zofia Dybowska-Aleksandrowicz nie była jednak szczególnie zamożną osobą, a tym, co miała, lubiła się dzielić. Jak wspomina jej córka, była m.in. posiadaczką jednego z pierwszych kolorowych telewizorów, dlatego do mieszkania regularnie zapraszała studentów szkoły teatralnej na wspólne oglądanie Teatru Telewizji. Współpracownicy cenili nie tylko jej profesjonalizm i talent, ale też po prostu lubili z nią przebywać. Mieszkanie przy ul. Szeroki Dunaj było pełne życia i ludzi.
Zofia Dybowska-Aleksandrowicz miała też bardzo dobry kontakt z sąsiadami, którzy co rano przynosili jej gazety. Pewnego wrześniowego poranka mieszkający obok reżyserki małżonkowie zdziwili się, że nie odpowiada ona na pukanie do drzwi. Zdecydowali się więc wejść do mieszkania, w którym zastali przerażający widok. Mama Miriam Aleksandrowicz leżała w korytarzu w kałuży krwi. Babcię reżyserki dubbingu, również zakrwawioną, znaleziono w jej własnym łóżku. Aleksandrowicz o tragedii poinformował jej tata. "Misiu, właśnie cię szukam, przyjeżdżaj do domu. Mama i babcia nie żyją" - wspominała reżyserka.
Zofii Dybowskiej-Aleksandrowicz zadano 24 ciosy nożem w okolicy serca. Policja ustaliła, że reżyserka próbowała się bronić, znaleziono ślady walki. Za to jej śpiącej w łóżku mamie poderżnięto gardło. Zdaniem funkcjonariuszy włamywacz do mieszkania najprawdopodobniej dostał się przez okno, wspinając się po rusztowaniu. W środku panował rozgardiasz, widać było, że ktoś, kto dokonał zbrodni, wyraźnie czegoś szukał. Początkowo sądzono, że celem było okradzenie starszych kobiet. Jednak z mieszkania nie zniknęły żadne cenne przedmioty.
Mama, przychodząc do domu, zdejmowała z siebie biżuterię, zegarki, wszystko (...). To leżało na wierzchu, nic nie zginęło. Teoria napadu rabunkowego jest dosyć dziwna (...). Z szuflady, z torebki mamy wyjęłam pieniądze, nie były to wielkie sumy, ale wydaje mi się, że jeśli się rabuje, to się rabuje - mówiła Miriam Aleksandrowicz.
W tamtym okresie policji niestety niewiele więcej udało się ustalić. Nie wiadomo było, czy zbrodnia miała związek z innymi napadami na Starym Mieście, do których wówczas dochodziło, czy też sprawcą był ktoś zupełnie inny. Nie udało się także stwierdzić, czy do mieszkania Zofii Dybowskiej-Aleksandrowicz wtargnęła jedna osoba, czy więcej. Jak twierdzą funkcjonariusze, zawiodła ówczesna technika.
Rok po tragedii doszło do sytuacji, którą rzuciła na sprawę nowe światło. Z Miriam Aleksandrowicz skontaktowała się krewna Leopolda Okulickiego, ostatniego przywódcy Armii Krajowej. Matka kobiety znała także rodziców Dybowskiej-Aleksandrowicz, której ojcem był Stefan Dybowski, minister kultury i sztuki w pierwszym rządzie Józefa Cyrankiewicza. Okazało się, że matka krewnej Okulickiego była bardzo zżyta z matką Dybowskiej-Aleksandrowicz i zdecydowała się powierzyć jej dokumenty mające dużą wartość historyczną. "Wiedziałam, że były wśród nich dokumenty dotyczące generała Okulickiego i działań, które zmierzały do ustalenia jego aresztowania" - powiedziała kobieta, która skontaktowała się z Aleksandrowicz. Dodała także, że znajdowały się tam również informacje o skradzionych w czasie wojny dziełach sztuki. W splądrowanym mieszkaniu na Starówce nie znaleziono żadnych tego typu dokumentów, a trop w tym miejscu się urywa. Do dziś nie wiadomo, czy miało to jakiś związek z tragedią, do której doszło przy ul. Szeroki Dunajec.
Miriam Aleksandrowicz przez wiele lat usiłowała poznać prawdę. Jak mówiła, najbardziej nurtowało ją pytanie, z jakiego powodu ktoś dopuścił się aż tak straszliwego czynu. "Cały czas mam przeświadczenie, ze czegoś nie załatwiłam, bardzo ważnej sprawy. Mam wrażenie, że gdyby mama żyła, a ja bym umarła, to ona by znalazła tego, kto to zrobił".
Nigdy nie miałam myślenia, żeby zabić tych, którzy zabili, natomiast chciałam się dowiedzieć, dlaczego - mówiła.
Miriam Aleksandrowicz odpowiedzi na to pytanie niestety nie doczekała. Reżyserka dubbingu zmarła 5 lipca 2023 roku. Choć za jej życia nie udało się wyjaśnić morderstw Zofii Dybowskiej-Aleksandrowicz i jej matki, niewykluczone, że za jakiś czas to nastąpi. Sprawa w 2009 roku trafiła do Archiwum X, co wciąż daje nadzieję na znalezienie zabójcy.
Źródła: odcinek programu "Listy gończe", internwencja.polsatnews.pl.