Pierwsze informacje dotyczące Anastazji zaczęły pojawiać się w mediach w połowie czerwca. Posty o zniknięciu Polki w Grecji pojawiały się wówczas na facebookowych fanpage'ach pomagających w nagłaśnianiu informacji o osobach zaginionych. W sprawę zaangażowała się grecka policja, a kolejne doniesienia o trwającym śledztwie i poszukiwaniach publikowały zarówno polskie, jak i greckie portale. Niestety, tydzień po zaginięciu Anastazji potwierdził się najgorszy możliwy scenariusz.
27-letnia Anastazja Rubińska pochodziła z Wrocławia. Do Grecji przyjechała do pracy. Wraz ze swoim chłopakiem, 28-letnim Michałem, zatrudniła się w hotelu w miejscowości Marmari. W poniedziałek 12 czerwca Anastazja, w dzień wolny, w pojedynkę wybrała się na drinka. Do Michała zadzwoniła ok. godziny 22:30. Przez telefon powiedziała mu, że jest pijana i jej znajomy odstawi ją do hotelowego pokoju na motocyklu. Mimo tego wysłała chłopakowi swoją lokalizację.
Bardzo podejrzane jest, że podczas jazdy dwa razy wysyłała swoją lokalizację do narzeczonego. Tak jakby zrozumiała, że coś jej zagraża i wzywała pomocy - komentował w rozmowie z "Super Expressem" ojciec Anastazji.
Gdy chłopak wrocławianki przyjechał na miejsce, jego dziewczyny już tam nie było. Michał bezskutecznie próbował skontaktować się z Anastazją, jednak jej telefon był wyłączony. Dziewczyna nie wróciła do ich wspólnego pokoju ani nie stawiła się rano w pracy. Michał zdecydował się wówczas powiadomić służby.
16 czerwca w mediach pojawiła się informacja o pierwszym przełomie w sprawie. Policja dotarła do grupy pięciu mężczyzn pochodzących z Pakistanu i Bangladeszu, których powiązano z zaginięciem Anastazji. Podczas przesłuchań przyznali, że pili z Polką alkohol, twierdzili też, że dziewczyna była bardzo pijana, dlatego zdecydowali się odwieźć ją do domu jednego z nich. Podejrzenia służb wzbudził zwłaszcza 32-letni Banglijczyk, który zeznał, że odbył z Anastazją stosunek. Twierdził, że zbliżenie było dobrowolne, jednak policja dostrzegła ślady zadrapań na jego rękach.
Podczas przeszukania w domu 32-latka znaleziono także zużytą prezerwatywę i pojedyncze blond włosy oraz bilet lotniczy do Włoch kupiony po zaginięciu Anastazji. Zdaniem służb miał świadczyć o tym, że mężczyzna mógł planować ucieczkę z kraju. W sobotę 17 czerwca przypadkowy przechodzień natrafił na kolejny dowód przemawiający za tym, iż Banglijczyk mógł mieć coś wspólnego z zaginięciem Anastazji. W pobliżu domu mężczyzny znaleziono telefon należący do Polki, z którego usunięto kartę SIM. 32-latek trafił do aresztu i usłyszał zarzut uprowadzenia.
Już 18 czerwca okazało się, że w sprawie Anastazji najprawdopodobniej ziścił się najczarniejszy scenariusz. Media obiegła informacja o znalezieniu ciała młodej kobiety nieopodal miejsca, w którym doszło do zaginięcia Polki. Zwłoki owinięto prześcieradłem i plastikowymi workami i pokryte gałęziami porzucono w pustostanie. Ojciec Anastazji przekazał mediom, że do Grecji poleciała jego żona, aby zidentyfikować, czy ciało rzeczywiście należy do ich córki.
Podejrzewam, że zginęła już tej nocy z poniedziałku na wtorek. Była dobrą dziewczyną, choć lekkomyślną. Myślała, że wszyscy są przyjaźni (...). Mówiłem jej [matce Anastazji - red.]: "Jedziesz po zwłoki" - powiedział Andrzej Rubiński w rozmowie z Onetem.
Choć śledczy ostatecznie podjęli decyzję, aby nie okazywać ciała rodzinie Anastazji, najgorsze podejrzenia niestety się potwierdziły. Identyfikacji dokonano poprzez badania DNA. Lekarz sądowy nie ukrywał, że ze względu na fakt, iż porzucone w ciepłym i wilgotnym klimacie ciało było już w zaawansowanym stanie rozkładu, sekcja zwłok była bardzo trudna. Wstępnie udało się ustalić, że Anastazja zginęła w wyniku uduszenia.
Policja dwukrotnie przesłuchała chłopaka Anastazji. Mimo początkowych medialnych spekulacji służby bardzo jasno podkreślają, że Michał ma w sprawie wyłącznie status świadka. 28-latek ma niepodważalne alibi - w dniu, gdy jego dziewczyna zaginęła, pracował w hotelu.
W kolejnych dniach 32-letniemu Banglijczykowi postawiono także zarzut gwałtu, a 21 czerwca media poinformowały o tymczasowym aresztowaniu mężczyzny. Pełnomocnik rodziny Anastazji Jarosław Kowalewski uważa jednak, że 32-latek mógł nie działać w pojedynkę. "Mogę postawić hipotezę, że 32-letni Banglijczyk nie działał sam. Na razie jednak mamy tylko jednego zatrzymanego" - przekazał Onetowi. Pod lupą śledczych znalazł się natomiast współlokator aresztowanego mężczyzny. Podejrzenie wzbudził zwłaszcza fakt, iż Pakistańczyk nagle zmienił zeznania. Początkowo twierdził, że Anastazji w ogóle nie widział, jednak później zeznał, iż zastał ją w mieszkaniu pijącą piwo wraz z jego współlokatorem. Po tej sytuacji rzekomo kazał im się wynosić.
23 czerwca media zaczęły pisać o kolejnym przełomie w sprawie. Nagranie z monitoringu potwierdziło, że Anastazja opuściła mieszkanie z 32-latkiem, co pozwoliło postawić policji hipotezę, że do jej zabójstwa doszło nie w jego domu, a w miejscu, w którym znaleziono zwłoki. Nagranie z kamery potwierdziły także ostateczną wersję wydarzeń przedstawioną przez współlokatora Banglijczyka. 32-latkowi postawiono zarzut zabójstwa.
Już dzień później opinia publiczna poznała kolejne informacje, które rzekomo mają pomóc w doprowadzeniu śledztwa do końca. Ustalono, że służby mają kartę SIM usuniętą z telefonu Anastazji. Dzięki temu będzie można dokładnie sprawdzić, jaką trasę przebyła feralnego wieczoru. Na telefonie Banglijczyka rzekomo znaleziono za to kolejne pogrążającego go dowody. 32-latek miał sprawdzać w wyszukiwarce, w jaki sposób można usunąć dane z karty. 23 czerwca w greckiej telewizji ukazał się program "Światło w tunelu" poświęcony sprawie Anastazji. Zaproszony do studia policjant powiedział, że aresztowany mężczyzna miał sprawdzać również, jak usunąć ślady ze zwłok. Zdaniem śledczych jego celem było utrudnienie identyfikacji ciała.
Trzeba pamiętać, że śledztwo w sprawie nadal się toczy, a jej okoliczności cały czas są wyjaśniane. Rodzina Anastazji prostowała już kilka kwestii, które podawały greckie media. Początkowo informowano m.in., że chłopak Polki został wezwany na przesłuchanie "w trybie pilnym", co zdementowała współpracująca z bliskimi Anastazji detektyw Ewelina Tomaszek. Zaznaczyła, że jego przesłuchanie było zaplanowane.
Zeznania partnera zaginionej Anastazji były istotne z punktu widzenia prokuratury i pozwoliły wstępnie określić chronologię zdarzeń. Mężczyzna od początku sprawy ma status świadka - powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską.
Sugerowano także, że mama Anastazji rozpoznała córkę po pierścionku, ponieważ śledczy nie okazali jej ciała. To także okazało się nieprawdą. "Nie widziałam ciała ani żadnych rzeczy, które należały do mojej córki. Moja córka miała pierścionek na palcu. Mówią, że ten pierścionek jest, ale ja go nie widziałam" - przekazała "Faktowi". Kobieta zaznacza także, aby nie wierzyć we wszystkie informacje podawane przez greckie media. W rozmowie z tabloidem dodała również, że ma ogromne zastrzeżenia do pracy greckich służb. "Dlaczego policja kazała czekać do rana ze zgłoszeniem zaginięcia? Dlaczego nie udali się w miejsce, z którego lokalizację wysłała Anastazja? Dlaczego od razu nie przeszukali domu tego mężczyzny od piwnicy aż po dach?" - zastanawia się. Śledztwo w sprawie cały czas jest w toku, a detektyw Ewelina Tomaszek podkreśla, że nie należy ono do łatwych. "To była jedna z trudniejszych spraw, które przyjęliśmy do prowadzenia, a koncesjonowaną agencję detektywistyczną prowadzimy blisko dziesięciu lat" - przekazała "Faktowi".
Źródła: se.pl, fakt.pl, onet.pl, wp.pl, greekcitytimes.com, dimokratiki.gr, megatv.com, cnn.gr, protothema.gr.