Justyna Kowalczyk to ceniona biegaczka narciarska. Czterokrotnie sięgnęła Pucharu Świata. Jako sportsmenka często spędza wolny w górach. Do niedawna w podbijaniu szczytów towarzyszył jej mąż Kacper Tekieli. 17 maja bieżącego roku sportowiec odszedł. Zginął w Alpach podczas realizowania kolejnego ambitnego celu. Opuścił tym samym ukochaną i syna Hugona. W sieci możemy zaobserwować, jak Kowalczyk spędza czas po stracie męża.
Sportowiec zginął wskutek lawiny, która spotkała go podczas wchodzenia na szczyt Jungfrau w Szwajcarii. Pod koniec maja odbył się pogrzeb Kacpra Tekielego. Został pochowany na Cmentarzu Oliwskim w Gdańsku. Podczas ceremonii nie zabrakło wzruszającej przemowy ze strony Kowalczyk. "Będziemy żyć tak, jak Kacper nas nauczył. Nauczył nas, że trzeba żyć, bo życie jest za krótkie, żeby się przejmować pierdołami. Będziemy zdobywać góry" - powiedziała sportsmenka.
Niemalże natychmiast zaczęła dzielnie realizować tę obietnicę. Już 1 czerwca zabrała syna na górską przejażdżkę rowerową. Nieco później obrała kolejny cel - Luboń Wielki. W tej wyprawie również towarzyszył jej niespełna dwuletni Hugo. Mający na sobie bluzę i okulary przeciwsłoneczne, dumnie trzymał w ręku gałązkę. Był przy tym zapięty w foteliku rowerowym. Mimo ogromnej straty Kowalczyk stara się stworzyć dobre warunki do rozwoju dla syna i być jak najlepszą mamą. Wyprawę relacjonuje na Instastories. W tle słyszymy piosenkę Eltona Johna "Rocketman".
Sportsmenka nie szczędzi chwytających za serce wpisów po odejściu jej męża. Ostatnio podzieliła się z fanami wierszem Wisławy Szymborskiej. "Umrzeć - tego się nie robi kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany. Ocierać między meblami. Nic niby tu nie zmienione, a jednak pozamieniane. Niby nie przesunięte, a jednak porozsuwane. I wieczorami lampa już nie świeci (...). Coś się tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa, jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma" - czytamy. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj.