W czasie panowania na brytyjskim na tronie królowa Elżbieta II starała się uwspółcześnić monarchię, czasem w sposób, który jej przodkom wydawał się wręcz wywrotowy - jak choćby poprzez zaproszenie telewizji do pałacu Buckingham. Części zasad trzymała się jednak sztywno i nie odchodziła od wielu wiekowych tradycji. Historyczka i znawczyni brytyjskiej rodziny królewskiej Marlene Koenig uważa, że niektórych reliktów przeszłości zamierza pozbyć się teraz żona nowego króla.
Marlene Koenig w rozmowie z dziennikiem "Daily Express" wyraziła opinię, iż pierwszą rzeczą, która na stałe zniknie z pałacu Buckingham, jest pozycja damy dworu. Królowa Elżbieta II sama wybierała kobiety, które piastowały to stanowisko, a z ich pomocy korzystała przez całe życie. Damy dworu zajmowały się niemal wszystkim - od mycia, wybierania strojów i ubierania, po ustalanie spotkań i organizowanie rodzinnych wypadów monarchini. Były to kobiety z arystokratycznych rodzin, które za pracę dla królowej nie tylko nie dostawały pensji, ale też nie mogły z niej zrezygnować, decydując się na pozostanie przy jej boku aż do końca.
Choć możliwość wybrania własnych dam dworu przysługuje także księżnym, królowa małżonka Camilla nie zdecydowała się na taki krok, gdy została żoną obecnego króla w 2005 roku. Koenig przewiduje, że nie zmieni zdania także teraz, a co za tym idzie - skończy się pewna epoka.
Myślę, że pozostanie coś w rodzaju biura zajmującego się korespondencją, będzie grupa osób odpisujących na listy. Ale nie sądzę, że otrzymają jakiś konkretny tytuł - mówi ekspertka.
Na wsparcie w tej kwestii Camilla może liczyć na księżną Kate. Żona przyszłego króla Wielkiej Brytanii także nigdy nie zdecydowała się na korzystanie z pomocy dam dworu.
Zmiany, w dodatku dość poważne, może wprowadzić także nowy monarcha. Jak informował "The Guardian" o posady drżą o pracownicy Clarence House, z którymi król Karol III zamierza się pożegnać. Zamknięta ma bowiem zostać cała posiadłość, a pracę może stracić aż 100 pracowników.